Sobota, 1 październik 2011, 19:46
[ATTACHMENT NOT FOUND]Czy ktoś mógłby podać mi listę najbardziej seksownych zapachów?
Setki razy czytałem takie posty na forach zapachowych, i oczami wyobraźni widzę zakompleksionego młodzieńca z łojotokiem, któremu najwyraźniej nie wychodzi z płcią przeciwną. W odpowiedzi pada tyle marek i ich „modeli”, że trudno tak naprawdę wybrać ten, który każdą laskę powali na kolana i każe jej przepraszać, że była tak durna i prymitywna, że wcześniej nas nie zauważała.
Gdyby to było takie proste, życie byłoby łatwiejsze, a biura matrymonialne padałyby jak muchy. Owszem, producenci perfum za pomocą chwytliwych reklam wyłażą ze skóry, żeby wmówić klientom, że każdy z nich po jednym sprayu zmieni się w George’a Clooney, ale na mnie to chyba nie działa, bo mimo całej baterii zapachów, dziwnym sposobem pozostałem sobą.
Według mnie, taki zapach po prostu nie istnieje i paradoksalnie, każdy z nich może mieć w sobie seksapil. Nie uwierzę, że istnieją jakieś magiczne feromony, które z największego, ćwoka, zrobią miejscową seksbombę. Przypisywanie pewnym składnikom taką moc, są według mnie tylko tanim chwytem marketingowym. Zapach sam w sobie nie będzie seksownym bez udziału odpowiedniego jego „nosiciela”. Jeśli takowy pozbawiony jest seksapilu, w dodatku co chwilę odbija mu się śledziem, a z spod pach jedzie, jak z miejskiej spalarni zwłok, nie pomoże mu ani pachnący kokosem żel na łbie, czy nawet pokaźny członek na czole, a tym bardziej Chanel Allure.
Seksowność to niekoniecznie dwa metry wzrostu, wysportowana sylwetka, czy atrakcyjne ciuchy. Czasem wystarczają drobiazgi. Z tych powierzchownych może to być spojrzenie, timbre głosu, czy ładny chód. Kobiety wymagające, „trudne” i jak dla mnie, najbardziej atrakcyjne, będą zwracały uwagę na inne przymioty. Bardziej ducha, niż ciała, choć w każdym przypadku, przede wszystkim będą zwracają uwagę na higienę. Mówi się, że największym afrodyzjakiem dla takich kobiet, jest inteligencja partnera. Dla przysłowiowej Mariolki z dyskoteki będzie to na przykład gładko ogolona moszna. Oczywiście, łatwiej jest ogolić sobie mosznę, niż być inteligentnym, ale nie na genitaliach chciałbym się skupić.
Czytając listę kobiecych preferencji męskich wód, bardzo często przewija się motyw – „mam z tym zapachem miłe wspomnienia”. I to chyba jest clou całej seksowności zapachów. Zapach działa na zasadzie skojarzenia go z jakąś miłą, czy piękną, miłosną przygodą. Nieistotnym jest, czy to było CK One, czy M7. Jest tylko i jakby, katalizatorem wspomnień. Owszem, M7 czy Armani Code wieczorową porą, mają większe szanse na zainteresowanie niż np. Joop Homme, ale nawet jeśli dziewczynie zapach się spodoba, trzeba wziąć pod uwagę ewentualność, że sam zapach się spodoba, my już niekoniecznie.
Reasumując, nie wierzę i nigdy nie uwierzę, w istnienie cudownych feromonów. Dla kogoś, z wrodzonym seksapilem, zapach jest tylko kropką nad „i”. Komuś, kto nie jest atrakcyjnym pod każdym względem nie pomoże żaden zapach. Pozostaje znaleźć równie nieatrakcyjną połowicę, z podobnymi problemami, a pieniądze przeznaczone na cudowny eliksir miłości przeznaczyć na karuzelę i galaretkę z bitą śmietaną w niedzielne popołudnie, albo się pochlastać (żartowałem!)
Ps. Nie jestem ani seksuologiem, ani psychologiem. Wyrażam jedynie swoje poglądy i oczywiście w pełni się z nimi zgadzam.
Zasysam jakiś film i zabijam nudę pierdołami...
Setki razy czytałem takie posty na forach zapachowych, i oczami wyobraźni widzę zakompleksionego młodzieńca z łojotokiem, któremu najwyraźniej nie wychodzi z płcią przeciwną. W odpowiedzi pada tyle marek i ich „modeli”, że trudno tak naprawdę wybrać ten, który każdą laskę powali na kolana i każe jej przepraszać, że była tak durna i prymitywna, że wcześniej nas nie zauważała.
Gdyby to było takie proste, życie byłoby łatwiejsze, a biura matrymonialne padałyby jak muchy. Owszem, producenci perfum za pomocą chwytliwych reklam wyłażą ze skóry, żeby wmówić klientom, że każdy z nich po jednym sprayu zmieni się w George’a Clooney, ale na mnie to chyba nie działa, bo mimo całej baterii zapachów, dziwnym sposobem pozostałem sobą.
Według mnie, taki zapach po prostu nie istnieje i paradoksalnie, każdy z nich może mieć w sobie seksapil. Nie uwierzę, że istnieją jakieś magiczne feromony, które z największego, ćwoka, zrobią miejscową seksbombę. Przypisywanie pewnym składnikom taką moc, są według mnie tylko tanim chwytem marketingowym. Zapach sam w sobie nie będzie seksownym bez udziału odpowiedniego jego „nosiciela”. Jeśli takowy pozbawiony jest seksapilu, w dodatku co chwilę odbija mu się śledziem, a z spod pach jedzie, jak z miejskiej spalarni zwłok, nie pomoże mu ani pachnący kokosem żel na łbie, czy nawet pokaźny członek na czole, a tym bardziej Chanel Allure.
Seksowność to niekoniecznie dwa metry wzrostu, wysportowana sylwetka, czy atrakcyjne ciuchy. Czasem wystarczają drobiazgi. Z tych powierzchownych może to być spojrzenie, timbre głosu, czy ładny chód. Kobiety wymagające, „trudne” i jak dla mnie, najbardziej atrakcyjne, będą zwracały uwagę na inne przymioty. Bardziej ducha, niż ciała, choć w każdym przypadku, przede wszystkim będą zwracają uwagę na higienę. Mówi się, że największym afrodyzjakiem dla takich kobiet, jest inteligencja partnera. Dla przysłowiowej Mariolki z dyskoteki będzie to na przykład gładko ogolona moszna. Oczywiście, łatwiej jest ogolić sobie mosznę, niż być inteligentnym, ale nie na genitaliach chciałbym się skupić.
Czytając listę kobiecych preferencji męskich wód, bardzo często przewija się motyw – „mam z tym zapachem miłe wspomnienia”. I to chyba jest clou całej seksowności zapachów. Zapach działa na zasadzie skojarzenia go z jakąś miłą, czy piękną, miłosną przygodą. Nieistotnym jest, czy to było CK One, czy M7. Jest tylko i jakby, katalizatorem wspomnień. Owszem, M7 czy Armani Code wieczorową porą, mają większe szanse na zainteresowanie niż np. Joop Homme, ale nawet jeśli dziewczynie zapach się spodoba, trzeba wziąć pod uwagę ewentualność, że sam zapach się spodoba, my już niekoniecznie.
Reasumując, nie wierzę i nigdy nie uwierzę, w istnienie cudownych feromonów. Dla kogoś, z wrodzonym seksapilem, zapach jest tylko kropką nad „i”. Komuś, kto nie jest atrakcyjnym pod każdym względem nie pomoże żaden zapach. Pozostaje znaleźć równie nieatrakcyjną połowicę, z podobnymi problemami, a pieniądze przeznaczone na cudowny eliksir miłości przeznaczyć na karuzelę i galaretkę z bitą śmietaną w niedzielne popołudnie, albo się pochlastać (żartowałem!)
Ps. Nie jestem ani seksuologiem, ani psychologiem. Wyrażam jedynie swoje poglądy i oczywiście w pełni się z nimi zgadzam.
Zasysam jakiś film i zabijam nudę pierdołami...