Czwartek, 8 wrzesień 2011, 19:57
Witam wszystkich użytkowników.
Pozwólcie, że się przedstawię.
Imię: tego z dowodu nie znoszę, drugie jest już ładniejsze - Jacek. Najładniejsze trzecie, bo wybrane samodzielnie – Aleksander.
Wiek: prawie chrystusowy.
Wzrost: chciałbym 5 cm więcej.
Waga: chciałbym 5 kg mniej.
Ulubiony kolor: czarny.
Ulubiony film Hannibal.
Rozmiar buta już chyba nikogo nie interesuje.
Stan cywilny: kawaler (z odzysku)
Na życie zarabiam pisaniem, ale w księgarni nie znajdziecie mojej książki.
Stan rodziny: 2+1. One dwie i ja jeden.
Na zapachy, kobiety i dobrą kawę i książkę (niekoniecznie w tej kolejności) bez żalu wydaję każde pieniądze.
A teraz już na poważnie. Zapachy towarzyszyły mi od dzieciństwa. Miałem to szczęście, że urodziłem i wychowałem się w rodzinie, która do zapachów przykładała sporą wagę. Choć od śmierci babci minęło 14 lat mam wrażenie, że niektóre przedmioty po niej do dziś pachną Soir de Paris. Mawiała, że na ulicę może wyjść bez ubrania, ale nigdy bez kropli swoich perfum.
Dziadek całe życie używał tej wody kolońskiej. Nie mam pojęcie jakiej, bo jedyną buteleczkę która po nim została moja mama włożyła mu do trumny.
Moja mama pół życia używała Anais Anais, by po swoich 60 urodzinach bez żadnego żalu porzucić je dla najsłynniejszego chyba zapachu na świecie – Chanel No 5.
– Nareszcie do nich dorosłam – powiedziała.
Sami widzicie, że mając takie wzorce i podstawy muszę kochać zapachy. I tak też jest.
Pozwólcie, że się przedstawię.
Imię: tego z dowodu nie znoszę, drugie jest już ładniejsze - Jacek. Najładniejsze trzecie, bo wybrane samodzielnie – Aleksander.
Wiek: prawie chrystusowy.
Wzrost: chciałbym 5 cm więcej.
Waga: chciałbym 5 kg mniej.
Ulubiony kolor: czarny.
Ulubiony film Hannibal.
Rozmiar buta już chyba nikogo nie interesuje.
Stan cywilny: kawaler (z odzysku)
Na życie zarabiam pisaniem, ale w księgarni nie znajdziecie mojej książki.
Stan rodziny: 2+1. One dwie i ja jeden.
Na zapachy, kobiety i dobrą kawę i książkę (niekoniecznie w tej kolejności) bez żalu wydaję każde pieniądze.
A teraz już na poważnie. Zapachy towarzyszyły mi od dzieciństwa. Miałem to szczęście, że urodziłem i wychowałem się w rodzinie, która do zapachów przykładała sporą wagę. Choć od śmierci babci minęło 14 lat mam wrażenie, że niektóre przedmioty po niej do dziś pachną Soir de Paris. Mawiała, że na ulicę może wyjść bez ubrania, ale nigdy bez kropli swoich perfum.
Dziadek całe życie używał tej wody kolońskiej. Nie mam pojęcie jakiej, bo jedyną buteleczkę która po nim została moja mama włożyła mu do trumny.
Moja mama pół życia używała Anais Anais, by po swoich 60 urodzinach bez żadnego żalu porzucić je dla najsłynniejszego chyba zapachu na świecie – Chanel No 5.
– Nareszcie do nich dorosłam – powiedziała.
Sami widzicie, że mając takie wzorce i podstawy muszę kochać zapachy. I tak też jest.
Widzi pan, perfumy powinny być jak wymierzony policzek, żeby nie zastanawiać się godzinami czy one pachną, czy nie.
C. Chanel
C. Chanel