Poniedziałek, 14 grudzień 2015, 22:22
supermariobros napisał(a):Pamiętam swój pierwszy wyjazd za granicę, jak starałem się mówić "poprawną" angielszczyzną (wg nauczycieli z naszej pięknej Ojczyzny) i się zaczęli ze mnie śmiać, mówiąc że tak nikt nie mówi
To, że "tak się nie mówi", nie oznacza, że to, czego ludzie uczą się od "nauczycieli z naszej pięknej Ojczyzny", jest niepoprawne. Ty zapewne starałeś się mówić angielszczyzną nie dość że poprawną, to jeszcze standardową (w sensie: nie potoczną), a co za tym idzie - mało użyteczną w życiu codziennym, szczególnie w mowie. Tymczasem Twoi rozmówcy najprawdopodobniej rozmawiali z Tobą angielszczyzną potoczną.
Z polszczyzną jest identycznie. Mało kto wyraża się nienagannie (zresztą nie tylko w mowie, lecz także w piśmie). Częściowo dlatego, że to nieżyciowe, częściowo dlatego, że brak mu kompetencji językowych (nie mam złudzeń, sam się do takich zaliczam).
Krótko mówiąc, cały wic nie w poprawności czy niepoprawności tego, czego można się nauczyć w Polsce, lecz w tym, że nierzadko jest to język standardowy/literacki, zatem mało użyteczny w szeroko pojętym życiu codziennym, zwłaszcza w mowie, za to całkiem przydatny przy czytaniu.
To, że niektórzy polscy nauczyciele są słabi, to zupełnie inna sprawa. Wszak istnieją również bardzo dobrzy polscy lektorzy. I, na tej samej zasadzie, wśród rodzimych użytkowników języka (z angielska nazywanych czasem native speakerami) są tacy, od których niewiele można się nauczyć (co najwyżej powielania błędów), a są i tacy, dzięki którym bardzo szybko zaczyna się zarówno rozumieć, jak i mówić.