Środa, 14 kwiecień 2021, 09:48
(Ten post był ostatnio modyfikowany: Środa, 14 kwiecień 2021, 18:25 przez Lucjan.)
FullChoke to perfumy, które pojawiły się na rynku w 2004 roku jako woda toaletowa pod marką Francesco Smalto. Twórcą kompozycji zapachowej jest Pierre Bourdon, a składają się na nią w linii głowy: pieprz, kardamon, melon, ananas i kolendra; nutami serca są jaśmin, róża i konwalia; nutami bazy są drzewo tekowe, rum, wetyweria, wanilia, piżmo i bursztyn.
Gdy tylko kolega @Ruben zwrócił moją uwagę na te perfumy, od razu sobie pomyślałem, że będzie to fajna ciekawostka w gablocie dla każdego miłośnika rusznikarstwa. Kształt flakonu jest bowiem inspirowany rogiem do prochu strzelniczego. Zresztą, sama kompozycja ponoć również ma do prochu nawiązywać. Zważywszy na kolor, to raczej nitroceluloza, a nie czarny proch, który wsypywano do dawnej broni palnej właśnie za pomocą rogu. No ale ok. Legenda jak legenda.
Na fajny zapach w zasadzie nie liczyłem, choć nazwisko perfumiarza, Pierre Bourdon, dawało trochę nadziei. I to był błąd! To są normalne perfumy, całkiem dobrze pachnące. Głównym aromatem jest pieprz oraz solidna, ale lekka, syntetyczna, drzewna baza. Gdzieś tam się snuje ultra delikatna wetyweria oraz inne nuty wspierające kompozycje. Przyznam się, że ja wymienionych w kompozycji owoców nie wyczuwam. Dla mnie to dość wytrawny, pieprzny zapach, coś jak trochę tańsza wersja Amouage Honour Man. U mnie parametry zaskakująco dobre, bo na ręce perfumy dobrze czuć nawet po 6 godzinach. We Fragrantice powypisywane są jakieś totalne głupoty – że to słodki zapach, że owocowy. Nic z tych rzeczy.
Charakter kompozycji raczej sugerowałby niszę, niż mainstream. Przeznaczeni, jak dla mnie, to wyłącznie mężczyźni, choć żona twierdzi, że i kobieta mogłaby te perfumy nosić.
Gdy tylko kolega @Ruben zwrócił moją uwagę na te perfumy, od razu sobie pomyślałem, że będzie to fajna ciekawostka w gablocie dla każdego miłośnika rusznikarstwa. Kształt flakonu jest bowiem inspirowany rogiem do prochu strzelniczego. Zresztą, sama kompozycja ponoć również ma do prochu nawiązywać. Zważywszy na kolor, to raczej nitroceluloza, a nie czarny proch, który wsypywano do dawnej broni palnej właśnie za pomocą rogu. No ale ok. Legenda jak legenda.
Na fajny zapach w zasadzie nie liczyłem, choć nazwisko perfumiarza, Pierre Bourdon, dawało trochę nadziei. I to był błąd! To są normalne perfumy, całkiem dobrze pachnące. Głównym aromatem jest pieprz oraz solidna, ale lekka, syntetyczna, drzewna baza. Gdzieś tam się snuje ultra delikatna wetyweria oraz inne nuty wspierające kompozycje. Przyznam się, że ja wymienionych w kompozycji owoców nie wyczuwam. Dla mnie to dość wytrawny, pieprzny zapach, coś jak trochę tańsza wersja Amouage Honour Man. U mnie parametry zaskakująco dobre, bo na ręce perfumy dobrze czuć nawet po 6 godzinach. We Fragrantice powypisywane są jakieś totalne głupoty – że to słodki zapach, że owocowy. Nic z tych rzeczy.
Charakter kompozycji raczej sugerowałby niszę, niż mainstream. Przeznaczeni, jak dla mnie, to wyłącznie mężczyźni, choć żona twierdzi, że i kobieta mogłaby te perfumy nosić.