Piątek, 4 maj 2012, 18:55
(Ten post był ostatnio modyfikowany: Sobota, 19 grudzień 2020, 10:43 przez pblonski.)
Skład:
Głowa-grejpfrut, pieprz.
Serce-liście fiołka.
Baza-paczula, cedr, ambra.
Pod palce ciśnie się kultowy już tekst to be, k...a, or not to be?! Z dużym naciskiem na k...a, not to be!
W zasadzie od samego otwarcia pachnie to tak samo. Wszystko jest ze sobą dobrze połączone, choć czasem wychyli się nieco więcej ambry, czasem czuć lekkie drewno. Mojego ulubionego fiołka tutaj raczej śladowe ilości. Nie pachnie to źle. Niestety- jest to kolejny odgrzewany kotlet. Klimat bardzo zbliżony do Baldessarini Ambre i Diesel Only The Brave. Od tego pierwszego jest gorszy, gdyż brak w nim tej nuty whisky/drożdżowej. Od tego drugiego lepszy, bo nie jest płaskim ulepkiem. Jeżeli ktoś gustuje w takich klimatach, To be powinien przypaść do gustu. Mnie nie zachwycił, ale też nie jest to gniot. Spokojnie 4--- (czyt. cztery z dużym minusem) mogę dać.
Nie mam pojęcia, dlaczego ktoś wpadł na pomysł zrobienia tak kretyńskiego flakonu. Wprawdzie rzuca się w oczy, ale budzi bardziej uśmiech politowania, niż intryguje. Kolejny koszmarek to zdjęcie reklamowe, które dosłownie (mi) obrzydza obcowanie z tą wodą: wychudzony model z powiększoną głową, którą nienaturalnie wykręca sobie w stronę obiektywu. Przesadzono z fotoszopem i wyszedł z tego horror. Nota bene autorem tych zdjęć jest Polak.
Mimo wszystko szkoda fatygi.