Piątek, 27 wrzesień 2019, 00:24
Od kilku godzin testuję R&R i jestem pod na tyle dużym wrażeniem, że postanowiłem na gorąco skrobnąć parę slow.
Przede wszystkim nie zgadzam się z twierdzeniami, że te te perfumy są jakoś szczególnie trudne w odbiorze, lub noszeniu, albo że sa nadmiernie turpistyczne.
Niewątpliwie są nieodrodnym dzieckiem Beauforta i gdyby mi ktoś dał je do powąchania, nie mówiąc, co to, to chyba właśnie tę markę wskazywałbym, jako prawdopodobnego ich twórcę.
Jest więc tak, jak Beaufort nas przyzwyczaił - mocno, charakterystycznie, dymnie, raczej mrocznie, oryginalnie i dość ekstrawagancko.
Jakiś iglasty, gęsty las, sięgający aż do brzegu oceanu i zalewany falami przypływów .
W lesie , poza zasięgiem fal, stoi stary, drewniany statek, zaadaptowany na domek letniskowy.
W tej chatce kilku dżentelmenów spędza krótki urlop, totalnie odrywając się od codzienności wielkomiejskiego zgiełku i stresu.
Chłopaki pod pięćdziesiątkę, z kasą i pozycją, zrzucają swoje garnitury, zostawiają w garażach mercedesy i bentleye, wyłączają komórki i laptopy i powracają na chwilę do prostego, zgodnego z naturą i pierwotnym męskim charakterem życia. Kąpią się i łowią ryby w oceanie. Wieczorami palą ogniska. Alkohol leje się strumieniami, a oni jedzą słone sery i własnoręcznie złowione ryby, palą papierosy, świńtuszą i całkiem zapominają o swoich profesurach, togach i firmach.
Mimo hulaszczych ekscesów, rankiem budzą się zdrowi i wypoczęci, bo morsko-leśne powietrze, luz, spontan i fantazja, dodają im sił i działają lepiej, niż wszystkie terapie, suplementy, diety i treningi razem wzięte.
Może nie są zbyt czyści, a ich włosy i brody domagają się pielęgnacji, ale kto by się tym przejmował? Przecież przed nimi kolejny wspaniały dzień. Ryby, grzyby, ognisko, wiatr, gin, rozmowy, żarty i śpiewy.
Czasem tylko milkną na chwilę, jakby przypominając sobie, że ta sielanka wkrótce się skończy.
But not today! Ale but not today, to temat na zupełnie inną opowieść
Przede wszystkim nie zgadzam się z twierdzeniami, że te te perfumy są jakoś szczególnie trudne w odbiorze, lub noszeniu, albo że sa nadmiernie turpistyczne.
Niewątpliwie są nieodrodnym dzieckiem Beauforta i gdyby mi ktoś dał je do powąchania, nie mówiąc, co to, to chyba właśnie tę markę wskazywałbym, jako prawdopodobnego ich twórcę.
Jest więc tak, jak Beaufort nas przyzwyczaił - mocno, charakterystycznie, dymnie, raczej mrocznie, oryginalnie i dość ekstrawagancko.
Jakiś iglasty, gęsty las, sięgający aż do brzegu oceanu i zalewany falami przypływów .
W lesie , poza zasięgiem fal, stoi stary, drewniany statek, zaadaptowany na domek letniskowy.
W tej chatce kilku dżentelmenów spędza krótki urlop, totalnie odrywając się od codzienności wielkomiejskiego zgiełku i stresu.
Chłopaki pod pięćdziesiątkę, z kasą i pozycją, zrzucają swoje garnitury, zostawiają w garażach mercedesy i bentleye, wyłączają komórki i laptopy i powracają na chwilę do prostego, zgodnego z naturą i pierwotnym męskim charakterem życia. Kąpią się i łowią ryby w oceanie. Wieczorami palą ogniska. Alkohol leje się strumieniami, a oni jedzą słone sery i własnoręcznie złowione ryby, palą papierosy, świńtuszą i całkiem zapominają o swoich profesurach, togach i firmach.
Mimo hulaszczych ekscesów, rankiem budzą się zdrowi i wypoczęci, bo morsko-leśne powietrze, luz, spontan i fantazja, dodają im sił i działają lepiej, niż wszystkie terapie, suplementy, diety i treningi razem wzięte.
Może nie są zbyt czyści, a ich włosy i brody domagają się pielęgnacji, ale kto by się tym przejmował? Przecież przed nimi kolejny wspaniały dzień. Ryby, grzyby, ognisko, wiatr, gin, rozmowy, żarty i śpiewy.
Czasem tylko milkną na chwilę, jakby przypominając sobie, że ta sielanka wkrótce się skończy.
But not today! Ale but not today, to temat na zupełnie inną opowieść
Artur