Niedziela, 4 grudzień 2011, 15:35
Był temat o alkoholach generalny, był o piwie, teraz rozpoczynam wątek poświęcony - jakże zacnemu trunkowi - whisky. Z poprawności napiszę, że jest to, mówiąc lakonicznie, trunek powstały w procesie destylacji fermentującego słodu ze zbożem.
Jestem początkującym "łychowiczem", do tej pory piłem Chivas Regal, Grant'sa, Johnego Red i Black, Ballentine'sa, Old Smuglera, większość marketowych pozycji, z których za jedyną pijalną uznałem ówcześnie Golden Loch z Biedronki, no i oczywiście (celowo wymieniony nieco oddzielnie) Jack Daniel's. Ostatnim moim nabytkiem jest 12 letnia single malt Glenfiddich'a.
Muszę przyznać, że wyrabianie sobie gustu i smaku w przypadku whisky faktycznie przychodzi z czasem. Mój pierwszy kontakt ze złocistym trunkiem to JW Red Label. Za cholerę mi wtedy nie smakował. Potem był amerykański Jack, to już odczucia były pozytywne i tak stopniowo się zagłębiałem (zapijałem ) w temat. Przyszedł taki moment, że JW RL zaczął mi smakować (po prostu przyzwyczaiłem sie do whisky). Szybko zastąpiłem go Golden Lochem z Biedronki uznając, że są na podobnym poziomie jakościowym. Potem przyszedł czas na inne łiskacze, w końcu Chivas Regal (wyczuwam w nim coś z amerykańskiego Jack'a). JW RL przestał mi smakować, a o Golden Lochu jakoś zapomniałem, szukając nowych smakowych wrażeń w kolejnych markach.
W tym miesiącu raczę kubki smakowe Glenfiddichem. Kupując go spodziewałem się fajerwerków, te jednak nie nadeszły. Ot, poprawna, dobrze zbalansowana szkocka, z bardzo ładnym, deserowym finiszem pozostającym w ustach dość długo. I wpadłem na genialny pomysł kupna Golden Locha :twisted: i skonfrontowania go ze szlachetną single malt z ponad stuletnich beczek (wszak kiedyś Golden mi bardzo podchodził, smakował jak JW RL, a jego cena była wręcz objawieniem). Mamy więc pojedynek 150zł/0,7 vs. 30zł/0,7.
Wyciągnąłem zatem korek z Glenfiddicha, racząc uszy cudownym "pyknięciem" oraz fachowo odkręciłem proletariacką nakrętkę z Goldena niczym świadek otwierający wódkę na polskim weselu. Nalałem po około 50ml jednego i drugiego do dwóch identycznych szklanek. Żadnego lodu, żadnych dodatków. Pewnie jesteście ciekawi, co się zaraz okaże :twisted:
Zakręciłem szklankami i powąchałem oba trunki. Glen - pachnie normalnie, jak to whisky - stwierdziłem. Golden - oaaaeee - jakiś chemiczny aromat. Hmm, inaczej go zapamiętałem. Pora połechtać kubki smakowe. Glen - jest ok, w ostatnim czasie tylko nim się raczę, więc nazwijmy to, jest dobrze, jest standardowo. Dobra, przywołajmy wspomnienia i zakosztujmy Goldena - ...tfuuuuuuuuuuu! Łeee... co to do jasnej cholery jest?! Niemiłosiernie wykręciło mi ryja i myślałem, że rzygnę. To nie jest to, co zapamiętałem! Na powrót zresetowałem jamę ustną Glenfiddichem (co było w tym momencie jak katharsis). Próba druga z goldenem - ...zacisnąłem placami nos i przełknąłem, co by nie wypluwać na dywan. Masakra, resztę ze szklanicy wylałem przez lejek z powrotem do butelki.
Może będzie "wchodził" z colą albo inaczej - cola z jego dodatkiem może będzie wchodzić. Na razie niech butelka sobie postoi w samotności, bo boję się do niej zbliżać.
I tak oto moi drodzy nasuwa się konkluzja. Najpierw whisky nie lubisz, potem jak się "przyzwyczaisz", to zadowolisz się nawet tańszymi pozycjami. Z czasem jednak, jak spróbujesz "tematu", wyrobisz sobie gust choć trochę, poprzeczka akceptowalności, a nawet zwyczajnej tolerancji idzie diametralnie w górę.
Opisujcie wasze dotychczasowe przygody z whisky.
Jestem początkującym "łychowiczem", do tej pory piłem Chivas Regal, Grant'sa, Johnego Red i Black, Ballentine'sa, Old Smuglera, większość marketowych pozycji, z których za jedyną pijalną uznałem ówcześnie Golden Loch z Biedronki, no i oczywiście (celowo wymieniony nieco oddzielnie) Jack Daniel's. Ostatnim moim nabytkiem jest 12 letnia single malt Glenfiddich'a.
Muszę przyznać, że wyrabianie sobie gustu i smaku w przypadku whisky faktycznie przychodzi z czasem. Mój pierwszy kontakt ze złocistym trunkiem to JW Red Label. Za cholerę mi wtedy nie smakował. Potem był amerykański Jack, to już odczucia były pozytywne i tak stopniowo się zagłębiałem (zapijałem ) w temat. Przyszedł taki moment, że JW RL zaczął mi smakować (po prostu przyzwyczaiłem sie do whisky). Szybko zastąpiłem go Golden Lochem z Biedronki uznając, że są na podobnym poziomie jakościowym. Potem przyszedł czas na inne łiskacze, w końcu Chivas Regal (wyczuwam w nim coś z amerykańskiego Jack'a). JW RL przestał mi smakować, a o Golden Lochu jakoś zapomniałem, szukając nowych smakowych wrażeń w kolejnych markach.
W tym miesiącu raczę kubki smakowe Glenfiddichem. Kupując go spodziewałem się fajerwerków, te jednak nie nadeszły. Ot, poprawna, dobrze zbalansowana szkocka, z bardzo ładnym, deserowym finiszem pozostającym w ustach dość długo. I wpadłem na genialny pomysł kupna Golden Locha :twisted: i skonfrontowania go ze szlachetną single malt z ponad stuletnich beczek (wszak kiedyś Golden mi bardzo podchodził, smakował jak JW RL, a jego cena była wręcz objawieniem). Mamy więc pojedynek 150zł/0,7 vs. 30zł/0,7.
Wyciągnąłem zatem korek z Glenfiddicha, racząc uszy cudownym "pyknięciem" oraz fachowo odkręciłem proletariacką nakrętkę z Goldena niczym świadek otwierający wódkę na polskim weselu. Nalałem po około 50ml jednego i drugiego do dwóch identycznych szklanek. Żadnego lodu, żadnych dodatków. Pewnie jesteście ciekawi, co się zaraz okaże :twisted:
Zakręciłem szklankami i powąchałem oba trunki. Glen - pachnie normalnie, jak to whisky - stwierdziłem. Golden - oaaaeee - jakiś chemiczny aromat. Hmm, inaczej go zapamiętałem. Pora połechtać kubki smakowe. Glen - jest ok, w ostatnim czasie tylko nim się raczę, więc nazwijmy to, jest dobrze, jest standardowo. Dobra, przywołajmy wspomnienia i zakosztujmy Goldena - ...tfuuuuuuuuuuu! Łeee... co to do jasnej cholery jest?! Niemiłosiernie wykręciło mi ryja i myślałem, że rzygnę. To nie jest to, co zapamiętałem! Na powrót zresetowałem jamę ustną Glenfiddichem (co było w tym momencie jak katharsis). Próba druga z goldenem - ...zacisnąłem placami nos i przełknąłem, co by nie wypluwać na dywan. Masakra, resztę ze szklanicy wylałem przez lejek z powrotem do butelki.
Może będzie "wchodził" z colą albo inaczej - cola z jego dodatkiem może będzie wchodzić. Na razie niech butelka sobie postoi w samotności, bo boję się do niej zbliżać.
I tak oto moi drodzy nasuwa się konkluzja. Najpierw whisky nie lubisz, potem jak się "przyzwyczaisz", to zadowolisz się nawet tańszymi pozycjami. Z czasem jednak, jak spróbujesz "tematu", wyrobisz sobie gust choć trochę, poprzeczka akceptowalności, a nawet zwyczajnej tolerancji idzie diametralnie w górę.
Opisujcie wasze dotychczasowe przygody z whisky.
Kupię/wymienię próbki:
Alexandria Frag. - Arabian Forest
M. Margiela - At The Barber's
Armani - Encens Satin
Atelier des Or - Cuir Sacré
Alexandria Frag. - Arabian Forest
M. Margiela - At The Barber's
Armani - Encens Satin
Atelier des Or - Cuir Sacré