Niedziela, 7 październik 2012, 10:54
Uploaded with ImageShack.us
Nuty: Guaiacwood, nagarmotha (Cyperus), Texas cedar, Himalayan cedar, Indian sandalwood, agarwood, birch tar, cade, leather, oakmoss absolute, castoreum, ambergris.
Fireside Intense nie przypadł mi zbytnio do gustu. Testowałem go w piątek i część wrażeń już zdążyła ulecieć mi z głowy, ale mimo wszystko spróbuję napisać parę słów.
Otwarcie jest podobne jak w Winter Woods. Ta sama dziwna nuta, którą chyba jednak jest połączenie kastoreum i gwajaka. (W recenzji WW miałem wątpliwości, co to jest.) Tu jednak bardzo szybko do gry wchodzą nuty dymne, a konkretnie dziegieć. Zapach zachowuje się podobnie jak Winter Woods w sensie ewolucji. Przez pierwszą godzinę mamy na skórze festiwal nut drzewnych zaostrzonych tłustym i brudnym dymnym zapachem dziegciu. Ta faza faktycznie przypomina słynne Burning Leaves CB I Hate Perfume, jeśli ktoś wąchał lub też po prostu zapach palonych liści; choć serce Fireside Intense jest jednak bardziej złożone niż to, co oferuje CBIHP. Później osiada drzewną bazą, która przypomina mi trochę Gucci Pour Homme.
[EDIT: Inny zapach, który jakoś tam skojarzył mi się z Fireside Intense to Knize Ten.]
Na papierze wygląda to nader zachęcająco, jednak zapach jest dość trudny i jak dla mnie męczący. Trochę jak wdychanie dymu z ogniska przesączonego jakimiś chemikaliami. Dziegieć w FI nijak ma się do bogatego akordu znanego mi z Patchouli 24 Le Labo. Jest go tutaj o wiele mniej i choć gra rolę ważną to nie pierwszoplanową. Liczyłem, że FI będzie pachniał podobnie jak Patchouli 24 tylko z większą dozą nut drzewnych i mniejszą waniliowych. Tymczasem jest to raczej zapach palonych drew razem plus coś chemicznego, co sprawia, że odbiór tego zapachu staje się małym wyzwaniem. Kandydat do wielokrotnych testów.