Wtorek, 29 listopad 2011, 02:31
[ATTACHMENT NOT FOUND]Zbliża się koniec roku i może już zacząć podsumowanie Waszych zakupów mijającego roku i tylko tego roku.
Większość z nas wydała chyba niemałą kasę na mniej, lub bardziej trafiony zakup.
Może uderzymy się w piersi i podzielimy swoimi sukcesami i porażkami? Oczywiście, uzasadnienie wyboru mile widziane.
Ilość pozycji? Myślę, że nikt nie kupował zapachów skrzynkami, więc wierzę w jakąś samodyscyplinę. Proponuję ekstremalne wybory kandydatów.
Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że rok kończy się za cztery tygodnie, ale nie sądzę, żeby w tak krótkim czasie doszło do jakichś znaczących przetasowań.
Dosyć wstępu, więc zaczynam od siebie. Szczerze i bez krępacji.
Najlepszy zakup (kolejność przypadkowa):
Ralph Laurent Polo Modern Reserve - Miłość od pierwszego niucha. Rasowe dzieło sztuki perfumeryjnej.
Nie spodziewałem się, że będzie tak cudny i do tego lepszy niż "tatuś". Natychmiast, dokupiłem kolejny flakon.
Najlepiej zainwestowane pieniądze
Kenzo Pour Homme - Totalny szok. Najpierw mnie zdziwił, a potem rozpieprzył Absolutem Morskiej Woni.
Już nie potrzebuję innego zapachu na wiosnę i lato. nawet nie interesują mnie te, które się jeszcze nie "urodziły"
Mission "Summer Dream" accomplished........... Po testach kupiłem ćwierć litra i śpię spokojniej
Narciso Rodriguez For Him - Kolejny szok. Pokazał mi, że są zapachy lepsze od Fahrenheita i zrobił to perfekcyjnie.
Wciągnął na wylany beton, a potem uwiódł kwiatami. Niesamowite przeżycie, a przy okazji parę nowych nacięć na nodze od łóżka.
Dodatkowy bonus - nieziemsko piękny flakon, którym co rano cieszę oko, zanim zobaczę ordynarną gębę szefa. To mi pozwala uwierzyć, że świat nie jest taki straszny, jak go malują
YSL Rive Gauche Pour Homme - udowodnił, jak cienka jest granica, pomiędzy nienawiścią a miłością. Kolejność nieprzypadkowa.
Irracjonalny (oby) strach przed zniknięciem z rynku tego "dziwoląga" nakazał mi zakup kolejnego flakonu tak_na_wszelki_wypadek, co niniejszym, posłusznie uczyniłem.
YSL L'Homme - po długich i mozolnych poszukiwaniach, odnalazłem mój "signature scent". Nie będę się tłumaczył L'Homme to ja...
Nieważne, że nie widać zarostu. Ja Wam mówię, że on tam jest... (plus kilka nacięć na nodze od łózka)
Ćwierć litra zapasu. Bo nigdy nic nie wiadomo...
David Beckham Homme - Z nieukrywaną dumą wrzucam go do tej klasyfikacji.
Pierwszy raz sięgnąłem po tzw. taniochę i zwyczajnie pokochałem tę ciecz.
Chyba najczęściej używany zapach od miesiąca, czyli od jego zakupu.
Udowodnił mi, że tanie może być piękne, milusie w noszeniu, a do tego mieć jaja.
Przy okazji wykastrował mi chromosom snobizmu za co jestem mu wdzięczny.
Najgorszy zakup
Davidoff Echo - cienkie szczyny podobne do tysiąca podobnych letnich szczyn, o podobnych bezjajecznych nutach
Gdyby nie ten fajny flakon, pewnie trzepnąłbym nim tego, który tak gorąca zachwalał mi to płynne nic...
Lacoste Essential - Jak wyżej, tylko jeszcze bardziej ordynarne.
Prościej się chyba nie da skomponować zapachu. Ups! Da się. Wystarczy wycisnąć cytrynę do szklanki spirytusu
Zirkh Ikon - Coś co miało być mroczne, męskie i uwodzicielskie, okazało się starym, przepoconym zamszowym butem,
do którego ktoś dla żartu lub fantazji włożył kadzidełko...
Gdyby setkę sprzedawano za pięć złotych i tak uważałbym, że za drogo
Escada pour Homme - Tak go wszędzie chwalono, a zamiast zapachu kupiłem wehikuł czasu, który przeniósł mnie w czasy serialu "Dynastia", a potem późnego Baroku.
Pozbyłem się go po dwóch dniach prób udowadniania sobie, że to ja jestem durny, a nie ten zapach.
Przegrałem i sprzedałem jakiemuś nieświadomemu nieszczęśnikowi. Ewidentna strata kasy i nerwów.
Ufff... Dołożyłbym tego troszkę, ale jako założyciel postu muszę dać przykład powściągliwości
Większość z nas wydała chyba niemałą kasę na mniej, lub bardziej trafiony zakup.
Może uderzymy się w piersi i podzielimy swoimi sukcesami i porażkami? Oczywiście, uzasadnienie wyboru mile widziane.
Ilość pozycji? Myślę, że nikt nie kupował zapachów skrzynkami, więc wierzę w jakąś samodyscyplinę. Proponuję ekstremalne wybory kandydatów.
Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że rok kończy się za cztery tygodnie, ale nie sądzę, żeby w tak krótkim czasie doszło do jakichś znaczących przetasowań.
Dosyć wstępu, więc zaczynam od siebie. Szczerze i bez krępacji.
Najlepszy zakup (kolejność przypadkowa):
Ralph Laurent Polo Modern Reserve - Miłość od pierwszego niucha. Rasowe dzieło sztuki perfumeryjnej.
Nie spodziewałem się, że będzie tak cudny i do tego lepszy niż "tatuś". Natychmiast, dokupiłem kolejny flakon.
Najlepiej zainwestowane pieniądze
Kenzo Pour Homme - Totalny szok. Najpierw mnie zdziwił, a potem rozpieprzył Absolutem Morskiej Woni.
Już nie potrzebuję innego zapachu na wiosnę i lato. nawet nie interesują mnie te, które się jeszcze nie "urodziły"
Mission "Summer Dream" accomplished........... Po testach kupiłem ćwierć litra i śpię spokojniej
Narciso Rodriguez For Him - Kolejny szok. Pokazał mi, że są zapachy lepsze od Fahrenheita i zrobił to perfekcyjnie.
Wciągnął na wylany beton, a potem uwiódł kwiatami. Niesamowite przeżycie, a przy okazji parę nowych nacięć na nodze od łóżka.
Dodatkowy bonus - nieziemsko piękny flakon, którym co rano cieszę oko, zanim zobaczę ordynarną gębę szefa. To mi pozwala uwierzyć, że świat nie jest taki straszny, jak go malują
YSL Rive Gauche Pour Homme - udowodnił, jak cienka jest granica, pomiędzy nienawiścią a miłością. Kolejność nieprzypadkowa.
Irracjonalny (oby) strach przed zniknięciem z rynku tego "dziwoląga" nakazał mi zakup kolejnego flakonu tak_na_wszelki_wypadek, co niniejszym, posłusznie uczyniłem.
YSL L'Homme - po długich i mozolnych poszukiwaniach, odnalazłem mój "signature scent". Nie będę się tłumaczył L'Homme to ja...
Nieważne, że nie widać zarostu. Ja Wam mówię, że on tam jest... (plus kilka nacięć na nodze od łózka)
Ćwierć litra zapasu. Bo nigdy nic nie wiadomo...
David Beckham Homme - Z nieukrywaną dumą wrzucam go do tej klasyfikacji.
Pierwszy raz sięgnąłem po tzw. taniochę i zwyczajnie pokochałem tę ciecz.
Chyba najczęściej używany zapach od miesiąca, czyli od jego zakupu.
Udowodnił mi, że tanie może być piękne, milusie w noszeniu, a do tego mieć jaja.
Przy okazji wykastrował mi chromosom snobizmu za co jestem mu wdzięczny.
Najgorszy zakup
Davidoff Echo - cienkie szczyny podobne do tysiąca podobnych letnich szczyn, o podobnych bezjajecznych nutach
Gdyby nie ten fajny flakon, pewnie trzepnąłbym nim tego, który tak gorąca zachwalał mi to płynne nic...
Lacoste Essential - Jak wyżej, tylko jeszcze bardziej ordynarne.
Prościej się chyba nie da skomponować zapachu. Ups! Da się. Wystarczy wycisnąć cytrynę do szklanki spirytusu
Zirkh Ikon - Coś co miało być mroczne, męskie i uwodzicielskie, okazało się starym, przepoconym zamszowym butem,
do którego ktoś dla żartu lub fantazji włożył kadzidełko...
Gdyby setkę sprzedawano za pięć złotych i tak uważałbym, że za drogo
Escada pour Homme - Tak go wszędzie chwalono, a zamiast zapachu kupiłem wehikuł czasu, który przeniósł mnie w czasy serialu "Dynastia", a potem późnego Baroku.
Pozbyłem się go po dwóch dniach prób udowadniania sobie, że to ja jestem durny, a nie ten zapach.
Przegrałem i sprzedałem jakiemuś nieświadomemu nieszczęśnikowi. Ewidentna strata kasy i nerwów.
Ufff... Dołożyłbym tego troszkę, ale jako założyciel postu muszę dać przykład powściągliwości