Czwartek, 25 marzec 2021, 16:10
(Ten post był ostatnio modyfikowany: Czwartek, 25 marzec 2021, 16:45 przez Aries.)
Nos: Jean Jacques
Składowe za firmową stroną Caron: wetyweria i orzech laskowy
Składowe za portalem Fragrantica:
Głowa: imbir, grejpfrut
Serce: orzech laskowy, haitańska wetyweria
Baza: fasola tonka, tytoń
Dystrybucja we flakonach o poj. 75 i 125 ml oraz wkładach do uzupełnienia flakonu o poj. 125 ml.
Nosy z Caron nigdy nie rozpieszczały facetów. Ostatnio przypomnieli tam sobie, że potrafią zrobić całkiem porządne perfumy. Nareszcie! No ileż można "jechać" na renomie ponadczasowego Pour Un Homme de Caron i jego klonach bitych jak spod sztancy (Impact, Millesime, Sport, Parfum, L'Eau)? Od daty premiery kultowych Yatagan oraz Le 3e Homme de Caron też upłynęło kilka dekad, a enigmatyczne Eau de Cologne przemknęły praktycznie bez echa. Nową erę miał otworzyć (skądinąd ciekawy) L'Anarchiste, ale swoją ekstrawagancją nie przebił karier poprzedników. Później było już zdecydowanie gorzej - zakamuflowana wariacja na temat Pour Un Homme de Caron (raz jeszcze!) czyli Les Plus Belles Lavandes de Caron, balansujące na granicy przeciętności Yuzu Man i kompletny niewypał w postaci Nuit Fraiche. Czy złą passę przerwie Aimez Moi Comme Je Suis? Czas pokaże. Z perspektywy mojego nosa nie wygląda to źle, a pierwsze wrażenia są raczej pozytywne, choć na kolana nie padam i czołem nie biję.
Poszukiwacze olfaktorycznych objawień mogą poczuć lekki zawód. Tu nie będzie rewolucji. Cytrusowy vist z molekułami trudnej do zidentyfikowania, atypowej słodyczy odbiega od stereotypu kolońskiego otwarcia, a pierwsze skrzypce w kompozycji gra wetyweria. Orzechowe niuanse są tylko jedną ze składowych bukietu tej trawy i nie egzystują jako odrębny, samodzielny akord, ale bezsprzecznie nadają ton i kreują ogólny wydźwięk liniowej całości. Wyczuwalne, słodkawo-gorzkie akcenty wnoszą subtelne ocieplenie klimatu i nie wygładzają pewnej szorstkości przewodnich ingrediencji, za to "puszczają oczko" do pań, ale moim zdaniem do mety z napisem unisex jeszcze daleka droga. Na uznanie zasługuje dobry poziom parametrów użytkowych, co pozwala cieszyć się tym aromatem przez okres ok. sześciu/siedmiu godzin z nienachalną projekcją, której (szczęśliwie) nie trzeba się domyślać. Gdyby tak jeszcze pozbyć się osadu syntetyczności składników, byłoby cudownie. Finalnie otrzymujemy całkiem przyzwoity produkt we współcześnie brzmiącym anturażu, z wyraźnym ukłonem w stronę klasyki, której echa wybrzmiewają gdzieś w tle kompozycji, a nawet elementach stylizacji samego flakonu. Niebanalna, drzewna propozycja na jesienne i wiosenne dni. Jednak czy właśnie o to chodziło?
Caron potrzebuje sukcesu, jak kania dżdżu, a konsumenci pachnidła, które nie będzie pierdylionowym klonem oklepanych, mainstreamowych maszynek do robienia pieniędzy. Z drugiej strony - zarobić, dlaczego nie? Tylko niech chociaż chwyci za nos i serce. Wtedy z chwytaniem za portfel pójdzie już łatwiej, zwłaszcza, że aktualna cena pachnidła wydaje się być nieco zawyżona. Pożyjemy, ponosimy, zobaczymy, jak to z tym Caronem będzie. Ja życzę mu powodzenia, ale głównie przez sentyment do czasów minionych i szacunek dla renomy marki. Nie wykluczam, że po odlewce porwę się na całą butlę. Nie mówię nie.
Składowe za firmową stroną Caron: wetyweria i orzech laskowy
Składowe za portalem Fragrantica:
Głowa: imbir, grejpfrut
Serce: orzech laskowy, haitańska wetyweria
Baza: fasola tonka, tytoń
Dystrybucja we flakonach o poj. 75 i 125 ml oraz wkładach do uzupełnienia flakonu o poj. 125 ml.
Nosy z Caron nigdy nie rozpieszczały facetów. Ostatnio przypomnieli tam sobie, że potrafią zrobić całkiem porządne perfumy. Nareszcie! No ileż można "jechać" na renomie ponadczasowego Pour Un Homme de Caron i jego klonach bitych jak spod sztancy (Impact, Millesime, Sport, Parfum, L'Eau)? Od daty premiery kultowych Yatagan oraz Le 3e Homme de Caron też upłynęło kilka dekad, a enigmatyczne Eau de Cologne przemknęły praktycznie bez echa. Nową erę miał otworzyć (skądinąd ciekawy) L'Anarchiste, ale swoją ekstrawagancją nie przebił karier poprzedników. Później było już zdecydowanie gorzej - zakamuflowana wariacja na temat Pour Un Homme de Caron (raz jeszcze!) czyli Les Plus Belles Lavandes de Caron, balansujące na granicy przeciętności Yuzu Man i kompletny niewypał w postaci Nuit Fraiche. Czy złą passę przerwie Aimez Moi Comme Je Suis? Czas pokaże. Z perspektywy mojego nosa nie wygląda to źle, a pierwsze wrażenia są raczej pozytywne, choć na kolana nie padam i czołem nie biję.
Poszukiwacze olfaktorycznych objawień mogą poczuć lekki zawód. Tu nie będzie rewolucji. Cytrusowy vist z molekułami trudnej do zidentyfikowania, atypowej słodyczy odbiega od stereotypu kolońskiego otwarcia, a pierwsze skrzypce w kompozycji gra wetyweria. Orzechowe niuanse są tylko jedną ze składowych bukietu tej trawy i nie egzystują jako odrębny, samodzielny akord, ale bezsprzecznie nadają ton i kreują ogólny wydźwięk liniowej całości. Wyczuwalne, słodkawo-gorzkie akcenty wnoszą subtelne ocieplenie klimatu i nie wygładzają pewnej szorstkości przewodnich ingrediencji, za to "puszczają oczko" do pań, ale moim zdaniem do mety z napisem unisex jeszcze daleka droga. Na uznanie zasługuje dobry poziom parametrów użytkowych, co pozwala cieszyć się tym aromatem przez okres ok. sześciu/siedmiu godzin z nienachalną projekcją, której (szczęśliwie) nie trzeba się domyślać. Gdyby tak jeszcze pozbyć się osadu syntetyczności składników, byłoby cudownie. Finalnie otrzymujemy całkiem przyzwoity produkt we współcześnie brzmiącym anturażu, z wyraźnym ukłonem w stronę klasyki, której echa wybrzmiewają gdzieś w tle kompozycji, a nawet elementach stylizacji samego flakonu. Niebanalna, drzewna propozycja na jesienne i wiosenne dni. Jednak czy właśnie o to chodziło?
Caron potrzebuje sukcesu, jak kania dżdżu, a konsumenci pachnidła, które nie będzie pierdylionowym klonem oklepanych, mainstreamowych maszynek do robienia pieniędzy. Z drugiej strony - zarobić, dlaczego nie? Tylko niech chociaż chwyci za nos i serce. Wtedy z chwytaniem za portfel pójdzie już łatwiej, zwłaszcza, że aktualna cena pachnidła wydaje się być nieco zawyżona. Pożyjemy, ponosimy, zobaczymy, jak to z tym Caronem będzie. Ja życzę mu powodzenia, ale głównie przez sentyment do czasów minionych i szacunek dla renomy marki. Nie wykluczam, że po odlewce porwę się na całą butlę. Nie mówię nie.