Czwartek, 20 październik 2011, 19:24
Mam powykręcane przegrody nosowe.
Nie pamiętam dlaczego.
Pani na basenie daje mi natalkowany czepek i starą, skórzaną uprzęż dla osła.
Każe nałożyć.
Wskakuję do basenu.
Zamiast wody, chaszcze. Zioła. Zakrywają mnie.
Duszę się. Muszę zaczerpnąć powietrza.
Nie mogę. Biegnę. Nie rozróżniam ziół.
Smagają mnie po twarzy i obolałym nosie.
Widzę pracownię i perfumiarza za wielkim biurkiem.
Okno wychodzi na ocean.
Pochyla się nad recepturą. Wyrzuca ją do kosza.
Nie. Jednak zanosi asystentce, chociaż wie,
że nic dobrego nie powstanie z tego składu.
Biegnę dalej. Łudzę się, że ziołowa matnia się rozstąpi
i wyłoni ze swojego chaosu coś innego.
Biegnę. Ziele sięga mi teraz do kolan.
Widzę meksykanina na osiołku. Jest spocony i pijany w trupa.
Osioł, mądre zwierze, prowadzi go do domu.
Trzyma w ręce wódkę z kaktusa.
Nie. To zielona butelka brut.
Budzę się.
Brut jest jak zły sen.
Ulga, kiedy się skończy. Pachnieć.
Nie pamiętam dlaczego.
Pani na basenie daje mi natalkowany czepek i starą, skórzaną uprzęż dla osła.
Każe nałożyć.
Wskakuję do basenu.
Zamiast wody, chaszcze. Zioła. Zakrywają mnie.
Duszę się. Muszę zaczerpnąć powietrza.
Nie mogę. Biegnę. Nie rozróżniam ziół.
Smagają mnie po twarzy i obolałym nosie.
Widzę pracownię i perfumiarza za wielkim biurkiem.
Okno wychodzi na ocean.
Pochyla się nad recepturą. Wyrzuca ją do kosza.
Nie. Jednak zanosi asystentce, chociaż wie,
że nic dobrego nie powstanie z tego składu.
Biegnę dalej. Łudzę się, że ziołowa matnia się rozstąpi
i wyłoni ze swojego chaosu coś innego.
Biegnę. Ziele sięga mi teraz do kolan.
Widzę meksykanina na osiołku. Jest spocony i pijany w trupa.
Osioł, mądre zwierze, prowadzi go do domu.
Trzyma w ręce wódkę z kaktusa.
Nie. To zielona butelka brut.
Budzę się.
Brut jest jak zły sen.
Ulga, kiedy się skończy. Pachnieć.