Niedziela, 5 styczeń 2014, 23:04
(Ten post był ostatnio modyfikowany: Sobota, 9 marzec 2024, 18:21 przez pblonski. Edytowano łącznie: 2)
Wygląda na to, że z różą jest mi po drodze. W gronie moich ulubionych zapachów niszowych myślę że co najmniej połowa jest w temacie róży. Nie jest to jakiś świadomy czy celowy wybór; po prostu kolejne róże pozytywnie mnie zaskakują i chociaż niektóre z nich dość drastycznie wybiegają poza powszechnie utarte pojęcie tego, jak powinien lub nie powinien pachnieć mężczyzna, to nie potrafię nie docenić piękna tej nuty zapachowej jako składnika perfum.
Une Rose zaczyna się cytrusowo, troszkę podobnie do Lyrica Amouage, ale od razu czuć, że olejek różany czy też cokolwiek składa się tu na akord róży wybrzmiewa zupełnie inaczej niż w dziele Amouage. Strona Frederica Malle podaje, że wykorzystano olejek z tureckiej róży. Dla mnie pachnie on bardzo bardzo podobnie do tego, jaki znajdujemy w różach Andy'ego Tauera: Incense Rose i Une Rose Chypree.
Akord ziemistej paczuli, owocowa nuta osadu (!) z wina i mroczna - trufli bardzo fajnie równoważą intensywność róży. Ewidentne jest także geranium, które nie należy do moich faworytów, ale tutaj nie przeszkadza.
Ewolucja odkrywa bardziej niszowe i nowoczesne oblicze Une Rose. Pojawia się nuta kastoreum i wetiwer i całość przypomina mi trochę późniejsze fazy wetiwerowca Mony di Orio - gdyby nie róża - fazy, które nazwałem "przemysłowymi". Róża na tym etapie przybiera postać, która mnie nieodparcie kojarzy się z gumą, z nowymi, jeszcze nie używanymi oponami (to samo miałem z Incense Rose). Ta końcowa faza pachnie naprawdę nowocześnie i odznacza się innym klimatem niż otwarcie i serce - następuje dość wyraźna zmiana klimatu, ale charakter zapachu pozostaje optymistyczny.
Całość nie jest tak złożona i skrząca się cudownościami jak Tauerowa Une Rose Chypree, ale nosi się super przyjemnie. Jest bardziej nowoczesna, a mniej "vintage". Zmysłowość róży równoważą bardziej wytrawne składniki, toteż wg mnie faceci mogą pokusić się o jakiś test pod kątem noszenia Une Rose dla siebie. W porównaniu do Portretu Damy mamy tutaj zdecydowanie silniejszy tzw. przchył w kobiecą stronę, ale jeśli mam być szczery, jest mi to kompletnie obojętne. Nie jest to też tak kunsztowna konstrukcja olfaktoryczna co dzieło Dominique'a Ropiona, co nie znaczy, że nie posiada uroku. Nie! Uroku zdecydowanie tu nie brakuje. Jest ewolucja, jest projekcja, jest bardzo dobra trwałość, jest optymizm. Nie miałbym nic przeciwko, mogąc co jakiś czas wąchać Une Rose czy to na sobie, czy na swojej wybrance serca.
(Właśnie zobaczyłem, że to mój tysięczny post na forum. No to gratuluję samemu sobie Myślę, że wyszedł całkiem godny wpis, bo sam zapach zdecydowanie jest godny jubileuszowego posta.)