Środa, 31 sierpień 2011, 07:10
i pora na kolejną porcję próbek otrzymanych dzięki uprzejmości kolegi krzyskk'a (serdecznie dziękować i przepraszać jeśli spartaczyłem odmianę ksywki bo trochę karkołomna Cool )
na pierwszy ogień - Salvatore Ferragamo F by Ferragamo Pour Homme Black.... (okrutna dłużyzna, ale ponoć mieszkańcy półwyspu iberyjskiego się w takowych miłują) czyli w skrócie Farragamo Black....
niestety sama kompozycja na tle swojej nazwy wypada w moim odczuciu blado... czytając recenzje spodziewałem się małej olfaktorycznej burzy w nosie a skończyło się ledwie na mżawce.... słowem zawiodłem się miałkością tego zapachu... nie wyróżnia się niczym szczególnym i pomimo tego że wąchałem go raptem kilka godzin temu - już go nie pamiętam...
nie wyobrażam sobie gorszej recenzji dla zapachu jak taka, że nie wzbudził we mnie jakiegokolwiek uczucia pozwalającego przywołać sobie obraz kompozycji w pamięci przez kilka godzin od testu... pamiętam jak przez mglę dość banalne cytrusowe otwarcie przywodzące mi na myśl miałkość ostatnich masowych dzieł armaniego... code, mania, remix, hi, attitude, etc
pora na próbkę numer zwei... Tom Ford - Black Orchid...
teoretycznie damski i damskim dla mnie pozostanie.... dlaczego? owszem to kompozycja bardzo odważna, chwilami mroczna i drapieżna, aż przytłaczająca orientalnym wręcz barokowym i przyciężkim sercem... mocna i wyrafinowana, nie pozwalająca się zignorować, jednak nie mogę się oprzeć uderzającemu podobieństwu do Womanity Muglera.... pomimo zgoła kompltnie odmiennego składu (deklarowanego) oba zapachy pachną dla mnie podobnie i oba uważam za świetne damskie perfumy wieczorowe i takimi dla mnie pozostaną.... ponoć black orchid używają również mężczyźni, ale ja się nie odważę pachnieć tak odurzająco i drapieżnie...
trzecia próbka i jednocześnie najbardziej zaskakująca i satysfakcjonująca dziś w odbiorze - Parfum d’Empire – Cuir Ottoman... już sam fakt że stoi za nim Marc-Antoine Corticchiatto który spłodził moje uwielbione Azyiade dawało preludium do nerwowego wiercenia się w oczekiwaniu na test nadgarstkowy....
no i nie zawiodłem się.... duszące, pełne orientalnego przepychu, zapierające dech swym bogactwem i gorącem otwarcie.... chwila wytchnienia i już wiem że Marc Antoine ma ciężką rękę do zapachów i ani cuir ottoman ani azyiade nie są dziełem przypadku... jak ten gość miesza zapachy to nie żałuje niczego i jego perfumy pachną jak czysty koncentrat.... są aż gęste od budujących kompozycję nut i aż przytłaczają nachalnym bogactwem kompozycji.... są prawie namacalne lecz ani trochę nie siermiężne i męczące....
pachnie tu skórą w najlepszym wydaniu.... skórą irysem, orientem, bliskim wschodem, jednak nie wydaniu stricte arabskim jak to ma miejsce w przypadku amouage, tylko bardziej w wersji persko - tadżyckiej.... czuć tu jurty, skórzane siodła, obuwie, ubrania i wszystkie przybory użytku codziennego wykonane ze skóry... skórą pachnie tu wszystko, jest niewątpliwie nadrzędnym tematem tej kompozycji... jest to skóra ciepła, przytulna, bliska ciału, choć grubo garbowana i czasem szorstka... zmiękczono ją irysem, kadzidłem i piżmem tworząc nastrój wnętrza jurty jakiegoś możnowładcy gdzie siedzimy w kuckach czekając na zjawienie się Czyngis Khana we własnej osobie Wink
zapach przyjemny, ciepły i przytulny i pomimo ogromnej mocy nie męczący, aczkolwiek otoczenie nie będzie potrafiło tej silnej skórzanej woni zignorować.... jedyna wada to trwałość, podobnie jak azyiade, pachnie bardzo intensywnie ale tylko kilka godzin, jakby chciał się jak najszybciej wypachnieć i zniknąć z nosiciela....
i tajemniczy sekretny zapach w nieopisanej próbce.... krzysiekk nie chciał napisać co to jest i kazał zgadywać... Wink
otwarcie pieprzno muszkatołowe, z dodatkiem łagodzącej i łamiącej tą pieprzną hegemonię figi... oczywiście nic co poczułem nie ma w składzie ale who care's, bo wrażenia się liczą a nie deklaracje producenta....
otwarcie i serce podobne nieco do Gucia PH, Azarro Visit i Piver Epic'a... takie pieprzne, z charakterem, najbardziej przypominające mi beckham intimately... z czasem zapach mocno złagodniał i przylepił się do skóry kończąc słodkawo, delikatnie z daleko wyczuwalną pieprzową głębią...
okazało się że to Max Mara, Kashmina Touch EDP i to pachnidło moi mili może spokojnie założyć na siebie każdy facet, nawet turbo dyno macho bez najmniejszego uszczerbku na swoim ego.... to nie jest nawet unisex, to są typowe męskie perfumy więc nie chciałbym, podpaść kobiecie identyfikującej się z tym zapachem bo bym dostał niezłe manto
na pierwszy ogień - Salvatore Ferragamo F by Ferragamo Pour Homme Black.... (okrutna dłużyzna, ale ponoć mieszkańcy półwyspu iberyjskiego się w takowych miłują) czyli w skrócie Farragamo Black....
niestety sama kompozycja na tle swojej nazwy wypada w moim odczuciu blado... czytając recenzje spodziewałem się małej olfaktorycznej burzy w nosie a skończyło się ledwie na mżawce.... słowem zawiodłem się miałkością tego zapachu... nie wyróżnia się niczym szczególnym i pomimo tego że wąchałem go raptem kilka godzin temu - już go nie pamiętam...
nie wyobrażam sobie gorszej recenzji dla zapachu jak taka, że nie wzbudził we mnie jakiegokolwiek uczucia pozwalającego przywołać sobie obraz kompozycji w pamięci przez kilka godzin od testu... pamiętam jak przez mglę dość banalne cytrusowe otwarcie przywodzące mi na myśl miałkość ostatnich masowych dzieł armaniego... code, mania, remix, hi, attitude, etc
pora na próbkę numer zwei... Tom Ford - Black Orchid...
teoretycznie damski i damskim dla mnie pozostanie.... dlaczego? owszem to kompozycja bardzo odważna, chwilami mroczna i drapieżna, aż przytłaczająca orientalnym wręcz barokowym i przyciężkim sercem... mocna i wyrafinowana, nie pozwalająca się zignorować, jednak nie mogę się oprzeć uderzającemu podobieństwu do Womanity Muglera.... pomimo zgoła kompltnie odmiennego składu (deklarowanego) oba zapachy pachną dla mnie podobnie i oba uważam za świetne damskie perfumy wieczorowe i takimi dla mnie pozostaną.... ponoć black orchid używają również mężczyźni, ale ja się nie odważę pachnieć tak odurzająco i drapieżnie...
trzecia próbka i jednocześnie najbardziej zaskakująca i satysfakcjonująca dziś w odbiorze - Parfum d’Empire – Cuir Ottoman... już sam fakt że stoi za nim Marc-Antoine Corticchiatto który spłodził moje uwielbione Azyiade dawało preludium do nerwowego wiercenia się w oczekiwaniu na test nadgarstkowy....
no i nie zawiodłem się.... duszące, pełne orientalnego przepychu, zapierające dech swym bogactwem i gorącem otwarcie.... chwila wytchnienia i już wiem że Marc Antoine ma ciężką rękę do zapachów i ani cuir ottoman ani azyiade nie są dziełem przypadku... jak ten gość miesza zapachy to nie żałuje niczego i jego perfumy pachną jak czysty koncentrat.... są aż gęste od budujących kompozycję nut i aż przytłaczają nachalnym bogactwem kompozycji.... są prawie namacalne lecz ani trochę nie siermiężne i męczące....
pachnie tu skórą w najlepszym wydaniu.... skórą irysem, orientem, bliskim wschodem, jednak nie wydaniu stricte arabskim jak to ma miejsce w przypadku amouage, tylko bardziej w wersji persko - tadżyckiej.... czuć tu jurty, skórzane siodła, obuwie, ubrania i wszystkie przybory użytku codziennego wykonane ze skóry... skórą pachnie tu wszystko, jest niewątpliwie nadrzędnym tematem tej kompozycji... jest to skóra ciepła, przytulna, bliska ciału, choć grubo garbowana i czasem szorstka... zmiękczono ją irysem, kadzidłem i piżmem tworząc nastrój wnętrza jurty jakiegoś możnowładcy gdzie siedzimy w kuckach czekając na zjawienie się Czyngis Khana we własnej osobie Wink
zapach przyjemny, ciepły i przytulny i pomimo ogromnej mocy nie męczący, aczkolwiek otoczenie nie będzie potrafiło tej silnej skórzanej woni zignorować.... jedyna wada to trwałość, podobnie jak azyiade, pachnie bardzo intensywnie ale tylko kilka godzin, jakby chciał się jak najszybciej wypachnieć i zniknąć z nosiciela....
i tajemniczy sekretny zapach w nieopisanej próbce.... krzysiekk nie chciał napisać co to jest i kazał zgadywać... Wink
otwarcie pieprzno muszkatołowe, z dodatkiem łagodzącej i łamiącej tą pieprzną hegemonię figi... oczywiście nic co poczułem nie ma w składzie ale who care's, bo wrażenia się liczą a nie deklaracje producenta....
otwarcie i serce podobne nieco do Gucia PH, Azarro Visit i Piver Epic'a... takie pieprzne, z charakterem, najbardziej przypominające mi beckham intimately... z czasem zapach mocno złagodniał i przylepił się do skóry kończąc słodkawo, delikatnie z daleko wyczuwalną pieprzową głębią...
okazało się że to Max Mara, Kashmina Touch EDP i to pachnidło moi mili może spokojnie założyć na siebie każdy facet, nawet turbo dyno macho bez najmniejszego uszczerbku na swoim ego.... to nie jest nawet unisex, to są typowe męskie perfumy więc nie chciałbym, podpaść kobiecie identyfikującej się z tym zapachem bo bym dostał niezłe manto
hito wa mikake ni yoranu mono...
http://www.fragrantica.com/member/40210/
http://perfumomania.wordpress.com/
http://www.fragrantica.com/member/40210/
http://perfumomania.wordpress.com/