Środa, 31 sierpień 2011, 06:39
tym razem dzięki naszej wspaniałej Madzi mam niewątpliwą przyjemność pierwszy raz w piracim życiu zetknąć się szerzej i na poważnie z opiewanym Sergem Lutensem, ale po kolei....
na pierwszy strzał poszedł Baxter of California - Bravado 3
od pierwszych taktów skojarzenie jest jednoznaczne z wodą lawendową dziadka Gottlieba... otwarcie odrobinę cytrusowe przypomina wodę kolońską, co raczej rewolucji nie zapowiada, ot kolejny klasyczny zapach jakich tysiące, kompletnie nie wyróżniający się tłumu... ale.....
no właśnie jak już cytrusy niezbyt nachalne zresztą, leniwie opuściły skórę do głosu doszła lawenda... przyjemna, staroświecka i hmmm nobliwa... dokładnie taka jak u golibrody w 1924 w Hamburgu...
zapach pomimo lawendowo - cytrusowego sznytu jest jak na wodę kolońską diabelnie żywotny i ma imponującą, choć stonowaną projekcję... nie narzuca się, jest dyskretny i dystyngowany... gdy dotrze do bazy zaczyna przypominać nieco klasycznego D&G PH, ale jest znacznie delikatniejszy i mniej wytrawny... jego świeżość przypomina raczej świeżo zasłane czystym prześcieradłem łóżko niż rasową wytrawną świeżość Dolce PH....
propozycja zdecydowanie dla osób poruszających się "powłócząc nogami" lub ekstremalnych miłośników wód lawendowych....
jakich? LA-WE-NDO-WYCH DZIADKU!!! 8-)
na drugi ogień poszedł Caron-L'Anarchiste marka mi kompletnie obca, nie mniej jednak jest to największe łał dzisiejszego wieczoru...
początek to klasyczny, oklepany duet cytryna, bergamota i całe szczęście nie trwa dłużej niż 5 minut co i tak trwa zbyt długo bo start jest zdecydowanie najsłabszym akordem tego dzieła....
serce rozkwita drzewno korzennym orientem o niewyobrażalnym bogactwie... to prawdziwa feeria nut zapachowych... jest cynamon, goździk???, lawenda i drewna szlachetne? jest bogato , orientalnie ale jednocześnie rześko i lekko... zapach spoważniał ale nie stał się ani trochę przytłaczający.... niestety ta fenomenalna nuta nie trwa zbyt długo bo już nieco ponad godzinie zaczyna wytracać na masie i przechodzi w spokojne słodkawe, przydymione piżmowe serce....
i pora na pierwszego Lutensa tego wieczoru... Serge Lutens - Daim Blond
nawet bez opisu można odnieść już na wstępie wrzenie że to pachnidło podbije nie jedno damskie i męskie serce.... dosłownie i w przenośni... pierwsze skojarzenie? Parfum d'Empire - Aziyade!
ale kto się kim inspirował? pachnidło równie słodkie, upojne i działające na zmysły oraz wyobraźnię smakowo zapachową... piszą że niby damski to zapach, ale spokojnie panowie którym unisexowa z kolej Azyiade wydała się zbyt wyzywająca mogą jej używać.... jest delikatna, wytrawna i bardziej stonowana w zestawieniu z działem Marca Antoina...
zapach robi się mniej krzykliwy już po opadnięciu kurzu mocarnego otwarcia... które jest przepojone sugestywną słodyczą, wręcz namacalne, szczęśliwie po chwili zaczyna się robić mniej krzykliwie...
Madziu, a obawiałaś się że to nie zaryra, a zaryrało
kolejny Lutens i pierwszy zgrzyt... Serge Lutens - Santal Blanc
nie nie nie i jeszcze raz nie!!!! kozieradka, jaśmin i róża razem???
przypomina mi sie ta gęsta przenikliwa woń w powietrzu gdy moja babcia zaparzała sobie ziółka parę razy w tygodniu i między innymi kozieradkę.... bardzo nie lubię tego zapachu, a w połączeniu z mocnym jaśminem i coraz głośniejszą różą mieszanka robi się nieznośna i nie do wytrzymania dla mego nosa...
sorry ale pass!
i ostatnia dzisiejsza próbka to Serge Lutens - Serge Noire... przedstawiona uwaga jako unisex... to jeden z najbardziej kosmicznych w odbiorze zapachów jakie dane mi było dotąd poznać... zapach balansuje w otwarciu na pograniczu odrzucającego odoru potu połączonego z czymś mega syntetycznym i organicznym zarazem.... nie potrafię powiedzieć czy to płyn chłodniczy, olej do kompresora czy jakieś lekarstwo ale woń jest co najmniej zagadkowa i wywołuje nie lada konsternację przy każdym zetknięciu z nią....
te perfumy to bardzo odważna i jak najbardziej nie udawana, NISZOWA zabawa w awangardę pełną gębą!.... zapomnijcie o udawanej zabawie w "niszę" i wciskaniu ludziom syfu za kupę kasy jako "sztuka dla sztuki"....
Noire to najprawdziwsze szaleństwo i sadyzm we flakonie!
jego otwarcie kojarzy się ludziom z potem, serce zaczyna jednak klarować się i w bazie otrzymujemy już coś co przypomina dojrzałą wyrafinowaną formę Gucci PH...
jeśli miałbym się pokusić o jakąś konkluzję co do tego zapachu to powiem stanowczo nie dla mnie.... nie miałbym cierpliwości by przeczekać ten koszmarny wynaturzony i kosmiczny początek by dotrwać do względnie bardzo przyjemnej bazy, jednak nie oferującej nic choćby w przybliżeniu tak niebanalnego jak otwarcie i serce.... pachnidło zdaje się być zlepkiem przypadkowych akordów, kompletnie do siebie nie pasujących...
jednak plus za prawdziwą nieudawaną niszowość i awangardę kompozycji jak najbardziej zasłużony
słów kilka o Lutensie czyli małe podsumowanie....
pomimo że pozytywne wrażenie zrobiła na mnie tylko jedna na 3 próbki jestem zadowolony z wyników eksperymentu... dostałem to czego się spodziewałem... awangarda, nieszablonowość, ekspresja i nieskrępowana wolnosć w wyrażaniu najbardziej zakręconych kompozycji... taka powinna być prawdziwa nisza... na pograniczu noszalności i oferująca to do czego została powołana... do szokowania zmysłów i bezkompromisowego poszerzania olfaktorycznych horyzontów...
jestem zadowolony i będę próbował dalej
na pierwszy strzał poszedł Baxter of California - Bravado 3
od pierwszych taktów skojarzenie jest jednoznaczne z wodą lawendową dziadka Gottlieba... otwarcie odrobinę cytrusowe przypomina wodę kolońską, co raczej rewolucji nie zapowiada, ot kolejny klasyczny zapach jakich tysiące, kompletnie nie wyróżniający się tłumu... ale.....
no właśnie jak już cytrusy niezbyt nachalne zresztą, leniwie opuściły skórę do głosu doszła lawenda... przyjemna, staroświecka i hmmm nobliwa... dokładnie taka jak u golibrody w 1924 w Hamburgu...
zapach pomimo lawendowo - cytrusowego sznytu jest jak na wodę kolońską diabelnie żywotny i ma imponującą, choć stonowaną projekcję... nie narzuca się, jest dyskretny i dystyngowany... gdy dotrze do bazy zaczyna przypominać nieco klasycznego D&G PH, ale jest znacznie delikatniejszy i mniej wytrawny... jego świeżość przypomina raczej świeżo zasłane czystym prześcieradłem łóżko niż rasową wytrawną świeżość Dolce PH....
propozycja zdecydowanie dla osób poruszających się "powłócząc nogami" lub ekstremalnych miłośników wód lawendowych....
jakich? LA-WE-NDO-WYCH DZIADKU!!! 8-)
na drugi ogień poszedł Caron-L'Anarchiste marka mi kompletnie obca, nie mniej jednak jest to największe łał dzisiejszego wieczoru...
początek to klasyczny, oklepany duet cytryna, bergamota i całe szczęście nie trwa dłużej niż 5 minut co i tak trwa zbyt długo bo start jest zdecydowanie najsłabszym akordem tego dzieła....
serce rozkwita drzewno korzennym orientem o niewyobrażalnym bogactwie... to prawdziwa feeria nut zapachowych... jest cynamon, goździk???, lawenda i drewna szlachetne? jest bogato , orientalnie ale jednocześnie rześko i lekko... zapach spoważniał ale nie stał się ani trochę przytłaczający.... niestety ta fenomenalna nuta nie trwa zbyt długo bo już nieco ponad godzinie zaczyna wytracać na masie i przechodzi w spokojne słodkawe, przydymione piżmowe serce....
i pora na pierwszego Lutensa tego wieczoru... Serge Lutens - Daim Blond
nawet bez opisu można odnieść już na wstępie wrzenie że to pachnidło podbije nie jedno damskie i męskie serce.... dosłownie i w przenośni... pierwsze skojarzenie? Parfum d'Empire - Aziyade!
ale kto się kim inspirował? pachnidło równie słodkie, upojne i działające na zmysły oraz wyobraźnię smakowo zapachową... piszą że niby damski to zapach, ale spokojnie panowie którym unisexowa z kolej Azyiade wydała się zbyt wyzywająca mogą jej używać.... jest delikatna, wytrawna i bardziej stonowana w zestawieniu z działem Marca Antoina...
zapach robi się mniej krzykliwy już po opadnięciu kurzu mocarnego otwarcia... które jest przepojone sugestywną słodyczą, wręcz namacalne, szczęśliwie po chwili zaczyna się robić mniej krzykliwie...
Madziu, a obawiałaś się że to nie zaryra, a zaryrało
kolejny Lutens i pierwszy zgrzyt... Serge Lutens - Santal Blanc
nie nie nie i jeszcze raz nie!!!! kozieradka, jaśmin i róża razem???
przypomina mi sie ta gęsta przenikliwa woń w powietrzu gdy moja babcia zaparzała sobie ziółka parę razy w tygodniu i między innymi kozieradkę.... bardzo nie lubię tego zapachu, a w połączeniu z mocnym jaśminem i coraz głośniejszą różą mieszanka robi się nieznośna i nie do wytrzymania dla mego nosa...
sorry ale pass!
i ostatnia dzisiejsza próbka to Serge Lutens - Serge Noire... przedstawiona uwaga jako unisex... to jeden z najbardziej kosmicznych w odbiorze zapachów jakie dane mi było dotąd poznać... zapach balansuje w otwarciu na pograniczu odrzucającego odoru potu połączonego z czymś mega syntetycznym i organicznym zarazem.... nie potrafię powiedzieć czy to płyn chłodniczy, olej do kompresora czy jakieś lekarstwo ale woń jest co najmniej zagadkowa i wywołuje nie lada konsternację przy każdym zetknięciu z nią....
te perfumy to bardzo odważna i jak najbardziej nie udawana, NISZOWA zabawa w awangardę pełną gębą!.... zapomnijcie o udawanej zabawie w "niszę" i wciskaniu ludziom syfu za kupę kasy jako "sztuka dla sztuki"....
Noire to najprawdziwsze szaleństwo i sadyzm we flakonie!
jego otwarcie kojarzy się ludziom z potem, serce zaczyna jednak klarować się i w bazie otrzymujemy już coś co przypomina dojrzałą wyrafinowaną formę Gucci PH...
jeśli miałbym się pokusić o jakąś konkluzję co do tego zapachu to powiem stanowczo nie dla mnie.... nie miałbym cierpliwości by przeczekać ten koszmarny wynaturzony i kosmiczny początek by dotrwać do względnie bardzo przyjemnej bazy, jednak nie oferującej nic choćby w przybliżeniu tak niebanalnego jak otwarcie i serce.... pachnidło zdaje się być zlepkiem przypadkowych akordów, kompletnie do siebie nie pasujących...
jednak plus za prawdziwą nieudawaną niszowość i awangardę kompozycji jak najbardziej zasłużony
słów kilka o Lutensie czyli małe podsumowanie....
pomimo że pozytywne wrażenie zrobiła na mnie tylko jedna na 3 próbki jestem zadowolony z wyników eksperymentu... dostałem to czego się spodziewałem... awangarda, nieszablonowość, ekspresja i nieskrępowana wolnosć w wyrażaniu najbardziej zakręconych kompozycji... taka powinna być prawdziwa nisza... na pograniczu noszalności i oferująca to do czego została powołana... do szokowania zmysłów i bezkompromisowego poszerzania olfaktorycznych horyzontów...
jestem zadowolony i będę próbował dalej
hito wa mikake ni yoranu mono...
http://www.fragrantica.com/member/40210/
http://perfumomania.wordpress.com/
http://www.fragrantica.com/member/40210/
http://perfumomania.wordpress.com/