Piątek, 5 maj 2023, 07:32
(Ten post był ostatnio modyfikowany: Piątek, 5 maj 2023, 18:11 przez Caruso. Edytowano łącznie: 1)
Kilka słów o gorącej jeszcze premierze autorstwa duetu D. Bortnikoff/ R. Balkrishnan.
Nuty piramidy zapachowej, jakie są, każdy może zobaczyć na fotce, więc nie będę powtarzał. A jak to wygląda w rzeczywistości, to spróbuję opisać.
Zapach otwiera się musującymi i soczystymi owocami, bergamotką i mandarynką. W sercu zarysowuje się wyraźna obecność moreli. W Scheherazade jest to owoc dojrzały, świeży i ociekający sokiem, aż chciałoby się wbić w nią zęby. Jednocześnie jest też trochę oryginalnie, bo jest w niej coś pikantnego i zaostrzającego odbiór. Natomiast w ostatnim etapie, głównym bohaterem staje się oud, który nie ma nic przytłaczającego i nie będzie drażnił zachodnich nosków. Ma on profil lekko drzewny, a towarzyszący mu sandałowiec, nadaje gładkości i kremowego charakteru. Pewną niespodzianką było pojawienie się, ale już w samej końcówce trwania zapachu, dość wyraźnej wanilii. Na szczęście, bo nie przepadam za nią, nie jest słodka, a bardziej balsamiczna.
Zapewne w miarę bliższego poznawania pojawią się jakieś dodatkowe smaczki.
Aromat nie jest ciężki, zawiesisty, przytłaczający i głośny. Na pewno nie będzie tutaj ogona, ani atomowej projekcji. Zostaje natomiast subtelna bańka zapachowa. A zostaje przez dobre 7-8 godzin.
Generalnie, zapach robi wrażenie lekkiego, radosnego, może wręcz letniego, z wyraźnymi akcentami egzotycznymi. Jednak do klasycznych świeżaków nie zaliczyłbym go. Kompozycja nie jest zbyt skomplikowana, a większość nut można dość sprawnie zidentyfikować. Scheherazade nie jest też jakąś wydumaną i superwyszukaną ofertą dla koneserów, ale w pełni noszalnym zapachem, któremu jednak trudno będzie zarzucić komercyjne ciągoty. Spokojnie wybroni się jakością i naturalnym charakterem, pozbawionym syntetycznych naleciałości.
Na chwilę obecną, to bardzo mocna „5”.
Dalsze próby, zwłaszcza w cieplejsze, dni mogą być bardzo ciekawe.
Nuty piramidy zapachowej, jakie są, każdy może zobaczyć na fotce, więc nie będę powtarzał. A jak to wygląda w rzeczywistości, to spróbuję opisać.
Zapach otwiera się musującymi i soczystymi owocami, bergamotką i mandarynką. W sercu zarysowuje się wyraźna obecność moreli. W Scheherazade jest to owoc dojrzały, świeży i ociekający sokiem, aż chciałoby się wbić w nią zęby. Jednocześnie jest też trochę oryginalnie, bo jest w niej coś pikantnego i zaostrzającego odbiór. Natomiast w ostatnim etapie, głównym bohaterem staje się oud, który nie ma nic przytłaczającego i nie będzie drażnił zachodnich nosków. Ma on profil lekko drzewny, a towarzyszący mu sandałowiec, nadaje gładkości i kremowego charakteru. Pewną niespodzianką było pojawienie się, ale już w samej końcówce trwania zapachu, dość wyraźnej wanilii. Na szczęście, bo nie przepadam za nią, nie jest słodka, a bardziej balsamiczna.
Zapewne w miarę bliższego poznawania pojawią się jakieś dodatkowe smaczki.
Aromat nie jest ciężki, zawiesisty, przytłaczający i głośny. Na pewno nie będzie tutaj ogona, ani atomowej projekcji. Zostaje natomiast subtelna bańka zapachowa. A zostaje przez dobre 7-8 godzin.
Generalnie, zapach robi wrażenie lekkiego, radosnego, może wręcz letniego, z wyraźnymi akcentami egzotycznymi. Jednak do klasycznych świeżaków nie zaliczyłbym go. Kompozycja nie jest zbyt skomplikowana, a większość nut można dość sprawnie zidentyfikować. Scheherazade nie jest też jakąś wydumaną i superwyszukaną ofertą dla koneserów, ale w pełni noszalnym zapachem, któremu jednak trudno będzie zarzucić komercyjne ciągoty. Spokojnie wybroni się jakością i naturalnym charakterem, pozbawionym syntetycznych naleciałości.
Na chwilę obecną, to bardzo mocna „5”.
Dalsze próby, zwłaszcza w cieplejsze, dni mogą być bardzo ciekawe.
"to co oni leją do tych flakonów jest mniej warte niż odcięta rurka od dekantu"
Odlewki/ flakony na sprzedaż.