Środa, 16 wrzesień 2020, 12:17
pochodzenie marki – Holandia
rok wydania kompozycji – 2013
koncentracja – EDT
nos - ?
głowa: pomarańcza, grejpfrut, /nuta świeżego, górskiego powietrza?/
serce: wetyweria, paczula
baza: agar /nuty drzewne?/,wanilia, skóra
Holenderskie wiatraki, sery, tulipany i malarstwo. Ok. Holenderskie perfumy? No właśnie, a czemuż by nie?
Początkowo przeżyłem miłe zaskoczenie, które pomogło przełamać wspomniane stereotypy. Faktem jest, że miałem wówczas do czynienia z próbką owej mikstury, ale „pieściłem” się z nią bardzo i testowałem na śladowych ilościach, wiedząc, że zdobycie większej ilości nie będzie łatwe. Później dotarł do mnie pełnowymiarowy flakon, a jego zawartość nie wywołała już u mnie podobnego entuzjazmu.
Na stronie basenote.net w wykazie nut zapachowych, w głowie kompozycji (oprócz tych wymieniony na fragrantica.pl), znajduje się jeszcze nuta świeżego, górskiego powietrza, zaś w bazie nie ma agaru, lecz nuty drzewne. I ja się z tym zgadzam, ponieważ w otwarciu dobrze wyczuwam swojego rodzaju rześkość i świeżość, która jest charakterystyczna dla otwartych przestrzeni porośniętych lasem gór. Nie trwa to długo, ale jest na tyle dobrze oznaczone, że nie sposób tego zjawiska pominąć. Dalej wkraczamy już na porębę. Sygnalizuje to woń ściętych przed chwilą drzew. Ostry zapach drewna splata się ze smugami żywicznego tła i w miarę upływu czasu słabnie, choć jest wyczuwalny przez cały okres żywotności pachnidła. Chyba to właśnie daje taki agarowy efekt, ale dla mnie klasycznym oudem nie jest. Sądzę, że złudzenie osiągnięto poprzez dyfuzję nut drzewnych i paczuli. Kolejny etap należy do wetywerii. W tej odsłonie przypomina nawet czarny atrament od Lalique, ale nie jest tak chłodna i wilgotna, lecz przeciwnie – rozgrzewa i pokazuje zdecydowanie suche oblicze. Jest wytrawnie, jest męsko. Jak dla mnie bez skóry, która może i gdzieś tam majaczy, ale nie jest w stanie przebić się spod drewna. Z cytrusami rzecz ma się podobnie. Trzecią fazę ewolucji inicjuje wanilia. Lubię ją w tej postaci, bo nie przysładza tym swoim mdłym „mli-mli” i zdecydowanie daleko jej do spożywczej wersji. Jej rola sprowadza się do jeszcze intensywniejszego ocieplenia całości. W sumie nawet fajnie wyszło. Ale. Pozytywny odbiór kompozycji pachnidła osłabiają parametry użytkowe. W kontakcie z moją skórą trwałość oceniłbym na naciąganą przeciętną przy blisko-skórnej projekcji, nie licząc tej cięższego kalibru z pierwszej godziny po aplikacji. A mogła to być ciekawa propozycja na chłodniejsze dni w całodobowym zastosowaniu. No cóż, pozostają albumy Hieronima Bosch'a, Petera Rubensa i Rembrandt'a, ale już nie dla nosa.
Proszę o włączenie pozycji do katalogu i dodanie ankiety.
rok wydania kompozycji – 2013
koncentracja – EDT
nos - ?
głowa: pomarańcza, grejpfrut, /nuta świeżego, górskiego powietrza?/
serce: wetyweria, paczula
baza: agar /nuty drzewne?/,wanilia, skóra
Holenderskie wiatraki, sery, tulipany i malarstwo. Ok. Holenderskie perfumy? No właśnie, a czemuż by nie?
Początkowo przeżyłem miłe zaskoczenie, które pomogło przełamać wspomniane stereotypy. Faktem jest, że miałem wówczas do czynienia z próbką owej mikstury, ale „pieściłem” się z nią bardzo i testowałem na śladowych ilościach, wiedząc, że zdobycie większej ilości nie będzie łatwe. Później dotarł do mnie pełnowymiarowy flakon, a jego zawartość nie wywołała już u mnie podobnego entuzjazmu.
Na stronie basenote.net w wykazie nut zapachowych, w głowie kompozycji (oprócz tych wymieniony na fragrantica.pl), znajduje się jeszcze nuta świeżego, górskiego powietrza, zaś w bazie nie ma agaru, lecz nuty drzewne. I ja się z tym zgadzam, ponieważ w otwarciu dobrze wyczuwam swojego rodzaju rześkość i świeżość, która jest charakterystyczna dla otwartych przestrzeni porośniętych lasem gór. Nie trwa to długo, ale jest na tyle dobrze oznaczone, że nie sposób tego zjawiska pominąć. Dalej wkraczamy już na porębę. Sygnalizuje to woń ściętych przed chwilą drzew. Ostry zapach drewna splata się ze smugami żywicznego tła i w miarę upływu czasu słabnie, choć jest wyczuwalny przez cały okres żywotności pachnidła. Chyba to właśnie daje taki agarowy efekt, ale dla mnie klasycznym oudem nie jest. Sądzę, że złudzenie osiągnięto poprzez dyfuzję nut drzewnych i paczuli. Kolejny etap należy do wetywerii. W tej odsłonie przypomina nawet czarny atrament od Lalique, ale nie jest tak chłodna i wilgotna, lecz przeciwnie – rozgrzewa i pokazuje zdecydowanie suche oblicze. Jest wytrawnie, jest męsko. Jak dla mnie bez skóry, która może i gdzieś tam majaczy, ale nie jest w stanie przebić się spod drewna. Z cytrusami rzecz ma się podobnie. Trzecią fazę ewolucji inicjuje wanilia. Lubię ją w tej postaci, bo nie przysładza tym swoim mdłym „mli-mli” i zdecydowanie daleko jej do spożywczej wersji. Jej rola sprowadza się do jeszcze intensywniejszego ocieplenia całości. W sumie nawet fajnie wyszło. Ale. Pozytywny odbiór kompozycji pachnidła osłabiają parametry użytkowe. W kontakcie z moją skórą trwałość oceniłbym na naciąganą przeciętną przy blisko-skórnej projekcji, nie licząc tej cięższego kalibru z pierwszej godziny po aplikacji. A mogła to być ciekawa propozycja na chłodniejsze dni w całodobowym zastosowaniu. No cóż, pozostają albumy Hieronima Bosch'a, Petera Rubensa i Rembrandt'a, ale już nie dla nosa.
Proszę o włączenie pozycji do katalogu i dodanie ankiety.