Środa, 16 wrzesień 2020, 09:53
pochodzenie marki – Francja
kompozycja z roku 2001
koncentracja – EDT
nos - ?
projekt flakonu – Serge Mansau
głowa: dzięgiel, mandarynka, bergamotka, gorzka pomarańcza, cytryna
serce: gałka muszkatołowa, irys, pieprz, cedr, geranium
baza: drzewo sandałowe, bursztyn, paczula, piżmo, mech dębowy
Montana Homme z 2001 r. (niebieski) jest tym środkowym z tria pachnideł domu Montana po Parfum d'Homme (czerwony) z 1989 r., a przed Montana Black Edition (czarny) z 2011 r. Łączy je, zwracający uwagę, bardzo oryginalny kształt flakonu. Architektem owych „szklanych domów” wymienionych pachnideł jest Serge Mansau. Ten francuski rzeźbiarz, inscenizator teatralny i dekorator, który zmarł w lipcu 2019 r. w wieku 89 lat, był autorem ponad 300 projektów perfumowych opakowań. Projektował je od lat 50-tych ubiegłego wieku. Według opinii znawców przedmiotu - nie ma takiej kolekcji perfum, w której nie było, bądź nie ma przynajmniej jednego egzemplarza dzieła tego artysty. Wrócę jednak do „niebieskiego”. Muszę przyznać, że jakoś nie doszukałem się zapowiadanej mnogości i różnorodności deklarowanych składników. Wypust Montany to typowo dzienny aromat, który w otwarciu uderza cytrynowym akordem z mocą porównywalną do tej, której doświadczyłem w Bowling Green od Geoffrey Beene. Wyczuwam też wyraźne akcenty obecne np. w Cerruti 1881 Men (swoją drogą za projektem tego flakonu stoi także Serge Mansau), chodzi mi o swoistą pylistość i zdrewniałe wysuszenie, uzyskane zapewne za sprawą mchu dębowego oraz cedru. Doszukałem się również powinowactwa z Lalique Pour Homme, co ma swoje przełożenie w typowo męskim obliczu tej kompozycji, choć bez obecności delikatnie pudrowych nut, tak charakterystycznych dla „szklanego lwa”. W ich miejsce usadowiły się subtelnie lukrecjowe, które po około godzinie od aplikacji kontrastują z wciąż wyczuwalną gorzko-kwaśną cytryną w pikantnej posypce. Na tym etapie przypomniałem sobie o Eau de Reglisse Liquorice, choć w Caron ta lukrecja jest o wiele wyraźniejsza, bardziej dobitna i w konsystencji gęstego syropu, a same cytrusy pochodzą z werbeny. W miarę upływu czasu całość stopniowo zaczyna się ocieplać, choć nieznacznie i pojawia się bliżej nieokreślone kwiatowe tło, ale wciąż z zachowaniem tej rześkości z otwarcia. Oczekiwałem przy tym większej aktywności ze strony przypraw, ale ogólnie całą prezentację mogę uznać za udaną. W kontakcie z moją skórą trwałość oceniam na ok. 6 godzin i przy przeciętnej projekcji, co jak na tę perfumową kategorię uważam za zadowalającą. Noszę go od dwóch sezonów i spokojnie mogę potwierdzić, że wiosną i latem jest, jak znalazł.
Proszę o umieszczenie pozycji w katalogu i dodanie ankiety.
kompozycja z roku 2001
koncentracja – EDT
nos - ?
projekt flakonu – Serge Mansau
głowa: dzięgiel, mandarynka, bergamotka, gorzka pomarańcza, cytryna
serce: gałka muszkatołowa, irys, pieprz, cedr, geranium
baza: drzewo sandałowe, bursztyn, paczula, piżmo, mech dębowy
Montana Homme z 2001 r. (niebieski) jest tym środkowym z tria pachnideł domu Montana po Parfum d'Homme (czerwony) z 1989 r., a przed Montana Black Edition (czarny) z 2011 r. Łączy je, zwracający uwagę, bardzo oryginalny kształt flakonu. Architektem owych „szklanych domów” wymienionych pachnideł jest Serge Mansau. Ten francuski rzeźbiarz, inscenizator teatralny i dekorator, który zmarł w lipcu 2019 r. w wieku 89 lat, był autorem ponad 300 projektów perfumowych opakowań. Projektował je od lat 50-tych ubiegłego wieku. Według opinii znawców przedmiotu - nie ma takiej kolekcji perfum, w której nie było, bądź nie ma przynajmniej jednego egzemplarza dzieła tego artysty. Wrócę jednak do „niebieskiego”. Muszę przyznać, że jakoś nie doszukałem się zapowiadanej mnogości i różnorodności deklarowanych składników. Wypust Montany to typowo dzienny aromat, który w otwarciu uderza cytrynowym akordem z mocą porównywalną do tej, której doświadczyłem w Bowling Green od Geoffrey Beene. Wyczuwam też wyraźne akcenty obecne np. w Cerruti 1881 Men (swoją drogą za projektem tego flakonu stoi także Serge Mansau), chodzi mi o swoistą pylistość i zdrewniałe wysuszenie, uzyskane zapewne za sprawą mchu dębowego oraz cedru. Doszukałem się również powinowactwa z Lalique Pour Homme, co ma swoje przełożenie w typowo męskim obliczu tej kompozycji, choć bez obecności delikatnie pudrowych nut, tak charakterystycznych dla „szklanego lwa”. W ich miejsce usadowiły się subtelnie lukrecjowe, które po około godzinie od aplikacji kontrastują z wciąż wyczuwalną gorzko-kwaśną cytryną w pikantnej posypce. Na tym etapie przypomniałem sobie o Eau de Reglisse Liquorice, choć w Caron ta lukrecja jest o wiele wyraźniejsza, bardziej dobitna i w konsystencji gęstego syropu, a same cytrusy pochodzą z werbeny. W miarę upływu czasu całość stopniowo zaczyna się ocieplać, choć nieznacznie i pojawia się bliżej nieokreślone kwiatowe tło, ale wciąż z zachowaniem tej rześkości z otwarcia. Oczekiwałem przy tym większej aktywności ze strony przypraw, ale ogólnie całą prezentację mogę uznać za udaną. W kontakcie z moją skórą trwałość oceniam na ok. 6 godzin i przy przeciętnej projekcji, co jak na tę perfumową kategorię uważam za zadowalającą. Noszę go od dwóch sezonów i spokojnie mogę potwierdzić, że wiosną i latem jest, jak znalazł.
Proszę o umieszczenie pozycji w katalogu i dodanie ankiety.