Środa, 27 czerwiec 2018, 21:21
(Ten post był ostatnio modyfikowany: Piątek, 22 styczeń 2021, 09:41 przez pblonski.)
Azzaro - Chrome Under the Pole
rok wydania: 2018
n.g.: kalabryjska bergamotka i cytryna
n.s.: nuty zielone, hedione i mate
n.b.: drzewo bursztynowe, cedr i białe piżmo.
Jaka piękna katastrofa. Z czysto zapachowego punktu widzenia Under the Pole to spłaszczona, pozbawiona tych trudniejszych metalicznych nut, wersja protoplasty. Jest też trochę "kremowa" w sensie specyficznego kosmetycznego zapachu, który czai się w tle. Są to też perfumy o bardzo marnych parametrach, na co wpływ być może ma fakt, że są to też perfumy na bazie wody, bez alkoholu.
Natomiast największą porażką jest to o czym M_Michal wspominał w zapowiedziach - są to "perfumy" w formie gęstego, białego i nieprzezroczystego balsamu. W dodatku z atomizerem (co za niespodzianka! ), który nie radzi sobie z konsystencją tego płynu. W rezultacie na skórze lądują grube krople czegoś co bardziej przypomina klej do tapet, kisiel czy coś jeszcze gorszego (naprawdę, wszelkie skojarzenia są tu uprawnione). Horrendum straszliwe. Nie wyobrażam sobie zaaplikowanie tego np. za uszy i zastanawianie się czy już się "wchłonęło" czy też jakiś glut spływa mi właśnie za kołnierz... :?
2-/6
rok wydania: 2018
n.g.: kalabryjska bergamotka i cytryna
n.s.: nuty zielone, hedione i mate
n.b.: drzewo bursztynowe, cedr i białe piżmo.
Jaka piękna katastrofa. Z czysto zapachowego punktu widzenia Under the Pole to spłaszczona, pozbawiona tych trudniejszych metalicznych nut, wersja protoplasty. Jest też trochę "kremowa" w sensie specyficznego kosmetycznego zapachu, który czai się w tle. Są to też perfumy o bardzo marnych parametrach, na co wpływ być może ma fakt, że są to też perfumy na bazie wody, bez alkoholu.
Natomiast największą porażką jest to o czym M_Michal wspominał w zapowiedziach - są to "perfumy" w formie gęstego, białego i nieprzezroczystego balsamu. W dodatku z atomizerem (co za niespodzianka! ), który nie radzi sobie z konsystencją tego płynu. W rezultacie na skórze lądują grube krople czegoś co bardziej przypomina klej do tapet, kisiel czy coś jeszcze gorszego (naprawdę, wszelkie skojarzenia są tu uprawnione). Horrendum straszliwe. Nie wyobrażam sobie zaaplikowanie tego np. za uszy i zastanawianie się czy już się "wchłonęło" czy też jakiś glut spływa mi właśnie za kołnierz... :?
2-/6