Wtorek, 11 wrzesień 2012, 09:44
(Ten post był ostatnio modyfikowany: Środa, 30 grudzień 2020, 19:11 przez pblonski.)
Widzę, że nikt się nie kwapi do rozpoczęcia wątku o najbardziej lubianym przez wielu z zapachów Lorenzo Villoresi’ego.
Jak w każdym zapachu z tej stajni, upakowano tu wiele ingrediencji i to czuć bardzo wyraźnie. Osobiście twierdzę, że graniczy to już z przeładowaniem, ale granicy tej nie przekracza na szczęście. Po prostu jest bogato. Skład:
Góra: koper, dziki anyż, dziki koper, mięta pieprzowa, cytrusy, akordy drzew iglastych i liściastych
Serce: czarny pieprz, oregano, gałka muszkatołowa, żywica elemi, żywica olibanowa, petit grain, liście goździka, morski rozmaryn, przyprawy
Baza: ambra, styraks, żywica benzoesowa, balsam Peru, mirra, cedr atlantycki, nuty drzewne
Oczywiście zachęcam do przeczytania recenzji szefa, jeśli ktoś jeszcze tego nie uczynił: http://perfumum.blox.pl/2009/08/Lorenzo ... -czII.html
Skojarzenia z miętową gumą do żucia, za które odpowiedzialny jest duet mięty i anyżu, nie u wszystkich muszą się wybijać na plan pierwszy. Moje myśli od pierwszych chwil biegną do kuchennej szuflady mojej mamy, w której trzymała wszelkiej maści przyprawy, przez co zapach odbieram nie orzeźwiająco, ale bardzo kuchennie (choć nie jest to gourmand, a bogaty przyprawowiec). Nie będę się rozpisywał co z tych przypraw czuć wyraźnie, a co mniej, u każdego coś innego może grać pierwsze skrzypce, należy spróbować samemu. Oczywiście bardzo wyraźnie czuć pieprzność zapachu. Po rześkim otwarciu minimalnie się osładza. Baza jest tak słabiutka, że trudno mi o niej cokolwiek napisać, skoro po 6-7 godzinach zapach gaśnie niemal całkowicie. A może to nos się przytępia, bo projekcja w fazie serca jest jeszcze bardzo dobra.
Generalnie zapach uważam za bardzo ciekawy i udany uniseks bez przechyłu w kierunku męskim czy żeńskim, bogaty, dający wiele wrażeń i możliwości przeżycia olfaktorycznej przygody, zwłaszcza dla ingrediencyjnych detektywów. Zapraszam do podzielenia się swoimi wrażeniami (wiem, że niektórzy z nas go używali )
Jak w każdym zapachu z tej stajni, upakowano tu wiele ingrediencji i to czuć bardzo wyraźnie. Osobiście twierdzę, że graniczy to już z przeładowaniem, ale granicy tej nie przekracza na szczęście. Po prostu jest bogato. Skład:
Góra: koper, dziki anyż, dziki koper, mięta pieprzowa, cytrusy, akordy drzew iglastych i liściastych
Serce: czarny pieprz, oregano, gałka muszkatołowa, żywica elemi, żywica olibanowa, petit grain, liście goździka, morski rozmaryn, przyprawy
Baza: ambra, styraks, żywica benzoesowa, balsam Peru, mirra, cedr atlantycki, nuty drzewne
Oczywiście zachęcam do przeczytania recenzji szefa, jeśli ktoś jeszcze tego nie uczynił: http://perfumum.blox.pl/2009/08/Lorenzo ... -czII.html
Skojarzenia z miętową gumą do żucia, za które odpowiedzialny jest duet mięty i anyżu, nie u wszystkich muszą się wybijać na plan pierwszy. Moje myśli od pierwszych chwil biegną do kuchennej szuflady mojej mamy, w której trzymała wszelkiej maści przyprawy, przez co zapach odbieram nie orzeźwiająco, ale bardzo kuchennie (choć nie jest to gourmand, a bogaty przyprawowiec). Nie będę się rozpisywał co z tych przypraw czuć wyraźnie, a co mniej, u każdego coś innego może grać pierwsze skrzypce, należy spróbować samemu. Oczywiście bardzo wyraźnie czuć pieprzność zapachu. Po rześkim otwarciu minimalnie się osładza. Baza jest tak słabiutka, że trudno mi o niej cokolwiek napisać, skoro po 6-7 godzinach zapach gaśnie niemal całkowicie. A może to nos się przytępia, bo projekcja w fazie serca jest jeszcze bardzo dobra.
Generalnie zapach uważam za bardzo ciekawy i udany uniseks bez przechyłu w kierunku męskim czy żeńskim, bogaty, dający wiele wrażeń i możliwości przeżycia olfaktorycznej przygody, zwłaszcza dla ingrediencyjnych detektywów. Zapraszam do podzielenia się swoimi wrażeniami (wiem, że niektórzy z nas go używali )