Niedziela, 6 listopad 2011, 10:12
Właśnie wróciłem z Sephory, odganiając się od przemiłych pań, oraz zdziwienia podpisując blottery - pt "Pan to wszystko pamięta??", kilka refleksji na ciepło.
Givenchy PH - Miło, przyjemnie, lekko, bez zobwoiązań, na każda okazję. Drzewnie słodkawo, ok. I nic więcej. Do tego lejący atomizer. Ładny zapach, nowoczesny, ale tylko tyle.
Givenchy Gentleman - czytałem o nim na forum, nie sposób było nie niuchnąć przy okazji... No cóż, część z was zna mój stosunek z zapachami męskimi z lat '80... na odległość. Więc z pewnością jest to klasyk z klasą, ale zupełnie nie moja bajka. Mocno, wyraźnie, kolońsko. Jak ktoś lubi będzie zachwycony, jak nie nie będzie.
Fahrenhait Absolu - zdecydowanie lepiej niż w wypadku "32", bliżej oryginału, ciekawiej, bardziej różnorodnie. Sporo się dzieje, serce jest odrobinkę "silnikowe" - zapach mnie zaciekawił, ma coś w sobie. Może się skupię na tester.
Eisenberg Diaboliq - nazwa zobowiązuje Do czego? W przypadku tego diabełka, do mydlinek bez pazurka i niezbyt ciekawego odbioru. Jeśli tak pachnie diabeł, to straszny mięczak. Ogółem nic ciekawego. Podobno jest podobny do którejś Prady...
Burberry Man - Niespodzianka, kiedyś się z nim w przelocie gdzieś spotkałem, ale dopiero teraz się przywąchuje bliżej i... podoba mi się. Żółty, jak flakon w którym przebywa, taki lekko anyżkowy, mech, geranium... cięższy ale nieprzesadnie. Męski, zdecydowanie nie dla szczawika i z klasą którą lubię. Trafia na listę B.
I dwa zapachy ze stajni (i sklepu) YR.
Hoggar - hm, mam mieszane uczucia. Tym razem pachnie inaczej niż wcześniej. W sumie mi się podoba, oddaje klimat pustynny, ale... No właśnie ale.
Transat - świeżak, w morskich klimatach. Całkiem przyjemny jak na tę kategorię. No i charakterystycznym dla YR stylu - trudno to zdefiniować, ale on jest taki właśnie iwroszowaty Dodam, że to raczej plus.
Tyle na szybko.
Na deser "żart" - na moje pytanie czy robią odlewki, padła krótka odpowiedź - nie Ciekawe, czy pomyśleli że chce sobie dekant zrobić
Givenchy PH - Miło, przyjemnie, lekko, bez zobwoiązań, na każda okazję. Drzewnie słodkawo, ok. I nic więcej. Do tego lejący atomizer. Ładny zapach, nowoczesny, ale tylko tyle.
Givenchy Gentleman - czytałem o nim na forum, nie sposób było nie niuchnąć przy okazji... No cóż, część z was zna mój stosunek z zapachami męskimi z lat '80... na odległość. Więc z pewnością jest to klasyk z klasą, ale zupełnie nie moja bajka. Mocno, wyraźnie, kolońsko. Jak ktoś lubi będzie zachwycony, jak nie nie będzie.
Fahrenhait Absolu - zdecydowanie lepiej niż w wypadku "32", bliżej oryginału, ciekawiej, bardziej różnorodnie. Sporo się dzieje, serce jest odrobinkę "silnikowe" - zapach mnie zaciekawił, ma coś w sobie. Może się skupię na tester.
Eisenberg Diaboliq - nazwa zobowiązuje Do czego? W przypadku tego diabełka, do mydlinek bez pazurka i niezbyt ciekawego odbioru. Jeśli tak pachnie diabeł, to straszny mięczak. Ogółem nic ciekawego. Podobno jest podobny do którejś Prady...
Burberry Man - Niespodzianka, kiedyś się z nim w przelocie gdzieś spotkałem, ale dopiero teraz się przywąchuje bliżej i... podoba mi się. Żółty, jak flakon w którym przebywa, taki lekko anyżkowy, mech, geranium... cięższy ale nieprzesadnie. Męski, zdecydowanie nie dla szczawika i z klasą którą lubię. Trafia na listę B.
I dwa zapachy ze stajni (i sklepu) YR.
Hoggar - hm, mam mieszane uczucia. Tym razem pachnie inaczej niż wcześniej. W sumie mi się podoba, oddaje klimat pustynny, ale... No właśnie ale.
Transat - świeżak, w morskich klimatach. Całkiem przyjemny jak na tę kategorię. No i charakterystycznym dla YR stylu - trudno to zdefiniować, ale on jest taki właśnie iwroszowaty Dodam, że to raczej plus.
Tyle na szybko.
Na deser "żart" - na moje pytanie czy robią odlewki, padła krótka odpowiedź - nie Ciekawe, czy pomyśleli że chce sobie dekant zrobić