Piątek, 28 październik 2011, 20:49
no i przyszła pora na pierwsze refleksje nad "tłumem nowości" wyszperanych podczas pierwszego w piracim życiu rekonesansu po Sephor'ze...
rozczarowany trochę jestem ilością zapachów na półce, bo mają klasyczną sztampę z bijącymi po gałach regałami uginającymi się od lansowanych gniotów (guilty, lacoste, boss, Ck) pod gust statystycznego polaka, ale jest też kilka kaganków, które rozświetlają mroki średniowiecza...
Guerlain Homme - PININFARINA - nazwa i flaszka oraz jej pojemność nawiązuje jak mniemam do bolidów ferrari z przełomu lat 50 i 60.... gdzie cienka jak papier karoseria oparta była na drewnianym szkielecie, auto nie miało pasów bezpieczeństwa, zamiast klamek w środku był kawałek sznurka, a potężny silnik zabił podczas jazd testowych ze 4 kierowców oblatywaczy...
ale polotu i sportowego zacięcia tym wozom odmówić nie można bo co jak co na wozach sportowych firma Enzo się zna!
podobnie jest w przypadku Guerlain... perfumy robią od zawsze , są w tym świetni i nadal potrafią zaskakiwać... nie inaczej jest w przypadku tego zapachu... czerwony flakon szokuje, podobnie pojemność (zawrotne 30 ml) i cena prawie 300 zł i lepiej... jednak wielkim takie rzeczy się wybacza, tym bardziej że zapach jest naprawdę ciekawy i przyjemnie zaskakuje na tle ostatnich nowości...
nuty zapachowe temu pozornie zaprzeczają, ale to naprawdę niezwykle wyrafinowany zapach... nie będę wysilał z opisem bo poznałem go tylko na bloterze i po kilku dniach po prostu niezbyt mocno go już pamiętam, ale jeśli będziecie mieli okazję koniecznie spróbujcie...
Nuty glowy: limonka, pelargonia, bergamotka zielona
Nuty serca: herbata, mięta, rabarbar
Nuty podstawy: trzcina cukrowa, rum, wetiwer, cedr
Eisenberg - Eau Fraiche i Le Peche - przede wszystkim uwagę przykuwają wielkie kwadratowe czarne i masywne flakony przypominające do złudzenia te od encr noir lalique....
wszystkie zapachy są w jednego rodzaju flakonach, różniących się jedynie nazwą i grafiką a'la retro na kartoniku... zdecydowanie są ciekawe i warte grzechu, choć z całej 4-ki lub 5-ki (nie pamiętam dokładnie ile ich tam stało) te dwa wydały mi się najciekawsze....
ponadto było coś co do złudzenia przypominało pradę infusion i coś co pachniało do złudzenia jak wata cukrowa na patyku, (a konkretnie zapach który wydobywa się z tego wielkiego metalowego kotła podczas jej kręcenia)...
nieco mnie dziwi ze tak niewiele o tych zapachach w sieci, no chyba ze trafiłem na jakąś nowość, bo brak nawet zdjęć tych czarnych flakonów!
Guess - Man - kiedyś wspominałem o Marciano który bardzo mi się spodobał, a tu kolejna niespodzianka!... spodziewałem się kolejnego nudnego świeżaka, podobnego do pierdyliona innych zapachów, a tu kolejna nowość i kolejny strzał w dziesiątkę!
100% zapachów tej marki (czyli aż 2) trafiły w moje plebejskie gusta
pachnie delikatnie, zwiewnie i świeżo, ale nie bynajmniej banalnie...
to nie jest kolejny nudny psiukacz dla małolatów!, ten zapach ma charakter i własny styl, co jest tym bardziej szokujące, bo flakon sugeruje lekkością i stylem że zapach jest z kategorii tych co mają się podobać każdemu i pasować na każdą okazję...
Fafarafa - Aqua - wielkie objawienie dnia!
tak moi drodzy biję się w piersi i przyznaję do błędu... oto publicznie ogłaszam że muszę zweryfikować me poglądy i przyznaję że prawo do dumnego posługiwania się nazwą fafarafa mają w pełni klasyk i właśnie wersja Aqua, która mnie znokautowała....
na wstępie coś co zafrapowało mnie jeszcze bardziej niż doniosła i niezwykle szykowna i sugestywna woń tego pachnidła, a mianowicie że nie ma nic wspólnego z wodą!...
może nazwano go tak dla przekory, ale mi jego zapach raczej kojarzy się z wysuszoną słońcem pustynią niż z klasycznymi nutami wodnymi... czyżby Dior świadomie zakpił z klientów?
Nie wnikam, ale nie zmienia to faktu, że to genialne pachnidło i godnie reprezentujące Diora... spodziewałem się najgorszego albo czegoś na miarę stosunkowo nieciekawego IMO Absolute czy 32, a tu taka niespodzianka....
spróbujcie koniecznie, tego cudownego mariażu aromatów grejpfruta, mięty, fiołka, vetiwery, nut drzewnych i skóry...
Custo - Pure Barcelona - ostatnio sporo się naczytałem o tej marce, więc sporo sobie obiecywałem po ich wyrobach, więc mile mnie zaskoczyło że oto stoi sobie flaszeczka przebrana w sportowe wdzianko a'la kombinezon narciarski w oczojebnych kolorkach z suwakiem i kusi do skosztowania...
test bloterowy pchnął mnie w stronę zażądania próbki, którą uraczyłem się w domowym zaciszu z dala od kakofonii zapachów z perfumerii...
owszem otwarcie ładne ale nie takie jak na bloterze, a potem już równia pochyła w dół... oto kolejny dowód by nigdy nie kupować nic w oparciu o bloter...
jednak stwierdziłem że dam mu jeszcze jedną szansę i oto wyniki... zapach przyjemny choć bez szału i najbardziej mi przypomina skundlonego mocno rozcieńczonego Dolce&Gabbana PH z kroplą Azzaro PH i drobną domieszką szlachetnej błękitnej krwi Declaration od Cartiera...
jest trochę w tym stylu... nieco koloński, klasyczny z przewagą nut zielonych, owocowych, choć kwiatów tam nie łapię.... trwałość u mnie bardzo słaba, raptem kilka godzin i zanika... piżmo, paczula i kadzidło w bazie? ktoś chyba sobie kpi....
szczerze powiedziawszy nie łapię czym się ludzie tak zachwycają, bo tu naprawdę nie pokazano nic nowego, odkrywczego i porywającego... w moim odczuciu zapach który nie oferuje nic nadzwyczajnego i nad którym szybko przechodzi się do porządku dnia bo takich zapachów jak Custo jest wiele...
rozczarowany trochę jestem ilością zapachów na półce, bo mają klasyczną sztampę z bijącymi po gałach regałami uginającymi się od lansowanych gniotów (guilty, lacoste, boss, Ck) pod gust statystycznego polaka, ale jest też kilka kaganków, które rozświetlają mroki średniowiecza...
Guerlain Homme - PININFARINA - nazwa i flaszka oraz jej pojemność nawiązuje jak mniemam do bolidów ferrari z przełomu lat 50 i 60.... gdzie cienka jak papier karoseria oparta była na drewnianym szkielecie, auto nie miało pasów bezpieczeństwa, zamiast klamek w środku był kawałek sznurka, a potężny silnik zabił podczas jazd testowych ze 4 kierowców oblatywaczy...
ale polotu i sportowego zacięcia tym wozom odmówić nie można bo co jak co na wozach sportowych firma Enzo się zna!
podobnie jest w przypadku Guerlain... perfumy robią od zawsze , są w tym świetni i nadal potrafią zaskakiwać... nie inaczej jest w przypadku tego zapachu... czerwony flakon szokuje, podobnie pojemność (zawrotne 30 ml) i cena prawie 300 zł i lepiej... jednak wielkim takie rzeczy się wybacza, tym bardziej że zapach jest naprawdę ciekawy i przyjemnie zaskakuje na tle ostatnich nowości...
nuty zapachowe temu pozornie zaprzeczają, ale to naprawdę niezwykle wyrafinowany zapach... nie będę wysilał z opisem bo poznałem go tylko na bloterze i po kilku dniach po prostu niezbyt mocno go już pamiętam, ale jeśli będziecie mieli okazję koniecznie spróbujcie...
Nuty glowy: limonka, pelargonia, bergamotka zielona
Nuty serca: herbata, mięta, rabarbar
Nuty podstawy: trzcina cukrowa, rum, wetiwer, cedr
Eisenberg - Eau Fraiche i Le Peche - przede wszystkim uwagę przykuwają wielkie kwadratowe czarne i masywne flakony przypominające do złudzenia te od encr noir lalique....
wszystkie zapachy są w jednego rodzaju flakonach, różniących się jedynie nazwą i grafiką a'la retro na kartoniku... zdecydowanie są ciekawe i warte grzechu, choć z całej 4-ki lub 5-ki (nie pamiętam dokładnie ile ich tam stało) te dwa wydały mi się najciekawsze....
ponadto było coś co do złudzenia przypominało pradę infusion i coś co pachniało do złudzenia jak wata cukrowa na patyku, (a konkretnie zapach który wydobywa się z tego wielkiego metalowego kotła podczas jej kręcenia)...
nieco mnie dziwi ze tak niewiele o tych zapachach w sieci, no chyba ze trafiłem na jakąś nowość, bo brak nawet zdjęć tych czarnych flakonów!
Guess - Man - kiedyś wspominałem o Marciano który bardzo mi się spodobał, a tu kolejna niespodzianka!... spodziewałem się kolejnego nudnego świeżaka, podobnego do pierdyliona innych zapachów, a tu kolejna nowość i kolejny strzał w dziesiątkę!
100% zapachów tej marki (czyli aż 2) trafiły w moje plebejskie gusta
pachnie delikatnie, zwiewnie i świeżo, ale nie bynajmniej banalnie...
to nie jest kolejny nudny psiukacz dla małolatów!, ten zapach ma charakter i własny styl, co jest tym bardziej szokujące, bo flakon sugeruje lekkością i stylem że zapach jest z kategorii tych co mają się podobać każdemu i pasować na każdą okazję...
Fafarafa - Aqua - wielkie objawienie dnia!
tak moi drodzy biję się w piersi i przyznaję do błędu... oto publicznie ogłaszam że muszę zweryfikować me poglądy i przyznaję że prawo do dumnego posługiwania się nazwą fafarafa mają w pełni klasyk i właśnie wersja Aqua, która mnie znokautowała....
na wstępie coś co zafrapowało mnie jeszcze bardziej niż doniosła i niezwykle szykowna i sugestywna woń tego pachnidła, a mianowicie że nie ma nic wspólnego z wodą!...
może nazwano go tak dla przekory, ale mi jego zapach raczej kojarzy się z wysuszoną słońcem pustynią niż z klasycznymi nutami wodnymi... czyżby Dior świadomie zakpił z klientów?
Nie wnikam, ale nie zmienia to faktu, że to genialne pachnidło i godnie reprezentujące Diora... spodziewałem się najgorszego albo czegoś na miarę stosunkowo nieciekawego IMO Absolute czy 32, a tu taka niespodzianka....
spróbujcie koniecznie, tego cudownego mariażu aromatów grejpfruta, mięty, fiołka, vetiwery, nut drzewnych i skóry...
Custo - Pure Barcelona - ostatnio sporo się naczytałem o tej marce, więc sporo sobie obiecywałem po ich wyrobach, więc mile mnie zaskoczyło że oto stoi sobie flaszeczka przebrana w sportowe wdzianko a'la kombinezon narciarski w oczojebnych kolorkach z suwakiem i kusi do skosztowania...
test bloterowy pchnął mnie w stronę zażądania próbki, którą uraczyłem się w domowym zaciszu z dala od kakofonii zapachów z perfumerii...
owszem otwarcie ładne ale nie takie jak na bloterze, a potem już równia pochyła w dół... oto kolejny dowód by nigdy nie kupować nic w oparciu o bloter...
jednak stwierdziłem że dam mu jeszcze jedną szansę i oto wyniki... zapach przyjemny choć bez szału i najbardziej mi przypomina skundlonego mocno rozcieńczonego Dolce&Gabbana PH z kroplą Azzaro PH i drobną domieszką szlachetnej błękitnej krwi Declaration od Cartiera...
jest trochę w tym stylu... nieco koloński, klasyczny z przewagą nut zielonych, owocowych, choć kwiatów tam nie łapię.... trwałość u mnie bardzo słaba, raptem kilka godzin i zanika... piżmo, paczula i kadzidło w bazie? ktoś chyba sobie kpi....
szczerze powiedziawszy nie łapię czym się ludzie tak zachwycają, bo tu naprawdę nie pokazano nic nowego, odkrywczego i porywającego... w moim odczuciu zapach który nie oferuje nic nadzwyczajnego i nad którym szybko przechodzi się do porządku dnia bo takich zapachów jak Custo jest wiele...
hito wa mikake ni yoranu mono...
http://www.fragrantica.com/member/40210/
http://perfumomania.wordpress.com/
http://www.fragrantica.com/member/40210/
http://perfumomania.wordpress.com/