Czwartek, 17 marzec 2022, 10:51
A więc po pierwsze, skład wg producenta jest dużo szerszy, niż wymieniony na fragrantice:
bergamotka, lawenda, smoła brzozowa, róża, irys, kardamon, drewno sandałowe, drewno cedrowe, mech dębowy i jałowiec.
Jest to najładniejszy zapach skórzany, jaki dane mi było do tej pory wąchać. Musiałem kupić. I od kilkunastu dni z trudem odrywam się od niego, aby skropić się czymś innym. Jest uzależniający. Zwłaszcza pierwsza faza, otwarcie: przepiękna, nasycona głównie irysem skóra, raczej zamszowa niż licowa, przynajmniej skręcająca w tym kierunku, bo nie jest w żaden sposób oczywista, ma jakąś tajemnicę w sobie. Bergamoty nie wyczuwam, lawenda delikatnie tylko pobrzmiewa, naprawdę trzeba się mocno wwąchać. Róża podobnie, nie ma jej w takiej ilości, żeby zaznaczała swą obecność przekierowując perfumy na kobiecą stronę mocy. Raczej dodaje subtelnej elegancji. Kardamon też delikatnie zaznacza swą obecność nadając nieco przestrzenności, złożoności. Drewna są świetnie zbalansowane, w ogóle całość jest świetnie zmieszana.
W drugiej fazie irys ustępuje miejsca smole brzozowej i wtedy skóra robi się bardziej szorstka i dymna, ale nie jest to volta, raczej delikatna ewolucja. Nie lubię smoły brzozowej, ale ta tutaj jest w pełni akceptowalna, wciąż subtelna. I tak sobie powoli gaśnie do 7-8 godzin. Idealny uniseks, bez przechyłów. No, może odrobinkę na stronę panów. Ale przypuszczam, że panie mogłyby zaprotestować.
Teraz minusy. Zapach jest niezbyt donośny, już w pierwszej fazie pachnie na długość ramion. Po 2-3 godzinach wciąż cieszy, ale już tylko nosiciela i to delikatnie. Jest to jedno z tych pachnideł, które muszę na sobie "poprawiać" w ciągu dnia. Na największą krytykę zasługuje jednak sposób aplikacji. Flakon 100 ml to albo małe dzieło sztuki z ręcznie dmuchanego szkła o pięknym kolorze i szlifowanym szklanym korku (koszt perfum wynosi wtedy 2,5 razy więcej), albo apteczna buteleczka, jak od syropu (refill). W jednym i drugim wypadku brak jest atomizera (ten mają tylko buteleczki 50 ml), jest za to plastikowa pipeta, którą pobieramy ciecz i wpuszczamy do 10 ml podłużnej, małej ampułki z małym atomizerem. Rozpylane chmurki też są przez to małe. Sama procedura przelewania pipetą perfum jest niewygodna i niebezpieczna (grozi rozlaniem cennej cieczy). Nie wiem, czy marketingowo takie rozwiązanie się broni...